W dzisiejszym wpisie – krótka historia poważnej kontuzji, czyli podsumowanie moich zmagań z powrotem do zdrowia i treningów po pechowym upadku. Chwila nieuwagi, która w ubiegłym roku zmieniła wszystko, a której skutki odczuwam także w tym roku.
Chojnik i jego "Siedemdziesiątka z hakiem" miały być dla mnie przetarciem przed głównym startem tej jesieni, czyli biegiem - UltraKotlina 140. Trasa Chojnika liczyła ok. 72 km i nieco ponad 3 500 m przewyższenia. Dokładny przebieg trasy zamieszczam poniżej:
Tutaj jeszcze profil:
Początek, jak to często w takich sytuacjach bywa, nie zwiastował nadciągającej katastrofy. Pogoda zapowiadała się znakomicie. Prognozy wskazywały co prawda na chłodny poranek, ale przy bieganiu taka aura bardziej pomaga niż przeszkadza. Jedyne co mogło niepokoić to nasz późny przyjazd na miejsce, co z kolei "gwarantowało" mało snu przed startem. Odbiór pakietu, planowanie, pakowanie i nagle zegarek wyświetlał już 22:30 - słabo. Głównie ze względu na to, że wstać trzeba było przed trzecią... ach te ultra.
Poranek rzeczywiście okazał się chłodny. Pierwszy raz od kilku tygodni miałem okazję założyć bluzę, którą zabrałem w zasadzie przez przypadek. Na miejsce zbiórki dojechałem w zasadzie na chwilę przed startem. Rozgrzewkę postanowiłem więc zrobić na pierwszych kilometrach biegu 😉.
Spokojnie ruszyliśmy w kierunku ciemnego lasu. Biegłem w grupie na czele jakieś... 3 minuty. Wystarczył pierwszy ostry zakręt i znaleźliśmy się poza trasą! Oczywiście szybko wróciliśmy na szlak, więc ta pomyłka nie kosztowała dużo, ale co dziwne, nie przyniosło to potrzebnego otrzeźwienia. Nie minęło bowiem więcej niż 10 minut, kiedy ponownie zboczyliśmy z trasy! Ale to nie był koniec podobnych atrakcji i chwilę później nastąpiła trzecia sytuacja tego typu (!). Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie doświadczyłem. Z perspektywy czasu, być może był to jakiś znak, żeby uciekać z tego biegu? 🤔
Powoli zaczynało świtać, a stawka zaczęła się rozciągać. Z biegiem czasu zrobiło się coraz ciszej. Przede mną była trójka, może czwórka zawodników. Na pierwszym dłuższym podejściu wysforowałem się na czoło grupy, ale ten stan rzeczy nie trwał długo, bo chwilę później wyprzedził mnie późniejszy zwycięzca tego biegu - Paweł Sadowski.
Pogodę mieliśmy świetną. Wschód słońca, grań Karkonoszy na horyzoncie - nic tylko napawać się widokiem. Pewnie bym nawet z tego korzystał... gdyby nie fakt, że podniesienie głowy na dłużej groziło wybiciem zębów na mało "biegowych" szlakach. Najbardziej we znaki dał mi się chyba zbieg Drogą Śląską. Teoretycznie nic tylko grzać przez 2,5 km przyjaźnie nachylonym terenem, ale przyznaję - chwilami strach zaglądał mi w oczy.
Na podejściu za punktem odżywczym w Karpaczu dogonił mnie drugi na mecie, Paweł Białek. Nie jest przyjemnie, kiedy ktoś cię wyprzedza, ale nie sprowokowało to mnie do zmiany tempa, trzymałem się własnych założeń. Po wdrapaniu się na górę przy Domu Śląskim teren wyraźnie zaczął "sprzyjać". Nie biegło mi się jednak dobrze. Powoli udało mi się rozpędzić i kiedy przybiegłem na punkt odżywczy w okolicach Przełęczy Karkonoskiej dowiedziałem się, że do chłopaków biegnących przede mną mam tylko "jakieś 3 minuty straty".
Tego dnia nie było mnie jednak stać na nic więcej. Późniejszy etap określiłbym jako "niekończące się pasmo złych decyzji". Wywrotka na zbiegu na pewno mi nie pomogła, ale największy błąd popełniłem jeszcze przed biegiem - zarywając kilka nocy pod rząd. W końcu nie jest sztuką wiedzieć, co powinniśmy zrobić przed startem, tylko faktycznie trzymać się znanych i sprawdzonych procedur. Ultra nie wybacza chodzenia na skróty 😉.
Jednak jak to zwykle w życiu bywa - "nie ma tego złego...". Chojnik 2022 był dla mnie niczym zimny prysznic. Jestem pewien, że w dłuższej perspektywie to przykre doświadczenie zaprocentuje i przyniesie wiele dobrego. Muszę przyznać, że nawet trochę się cieszę na tę okoliczność, bo start sezonu jeszcze przede mną. Z początkiem października czeka nas przygoda na UltraKotlinie 140, będzie się działo!
Od kilku lat wiosna kojarzy mi się z maratonem. Po jesienno-zimowych treningach przychodzi czas weryfikacji formy. Często wiąże się to ze sporą dozą niewiadomej, bo miesiącami trenujemy w warunkach bardzo odmiennych od tych, które mamy na starcie. Z długich portek wskakujemy w sportowe spodenki i już samo to jest zmianą niebagatelną.
Wiosenny maraton 2022, z racji indywidualnych preferencji, przybrał u mnie formę trailową, a w związku z tym, że w planach mamy ultra to i maraton też mamy taki trochę ultra 😉. Plan jesiennych przygotowań zakłada 3 starty maratońskie w okresie wiosennym. Na liście najbliższych zawodów mamy zatem takie imprezy jak: 3xKopa, Zwodnicza Rusałka i Ultra-Trail Małopolska. Wszystkie biegi na dystansie zbliżonym do maratonu.
Etap 2 - Zwodnicza Rusałka
Za samą nazwę imprezy i biegów organizatorom należy się wyróżnienie 🙂. UltraBies idealnie wpasowywał się w mój kalendarz, zapowiadał się ciekawie, a na dodatek Bieszczady - to nie mogło się inaczej skończyć jak moim startem w Zwodniczej Rusałce.
UltraBies to nowe wydarzenie w kalendarzu polskich biegów górskich. Dodatkowo w Bieszczadach, które do tej pory opanowane były przez Bieg Rzeźnika. Bardzo ucieszyła mnie ta inicjatywa, bo uważam, że Bieszczadom przyda się odświeżenie sceny biegowej.
W ramach pierwszej edycji UltraBiesa odbyły się cztery biegi:
Trasa Zwodniczej Rusałki biegła z Polańczyka, przez Górzankę, Łopienkę, Cisną do Dołżycy. Szczegółowy przebieg możecie obejrzeć na poniższym filmie:
... a jak ktoś woli mapki (jak niżej podpisany) to zamieszczam też taką wersję 😉
Informacje o biegu
Nazwa: Zwodnicza Rusałka
Termin: 7 maja 2022 r.
Start/meta biegu: Polańczyk/Dołżyca
Dystans: ok. 44+ km
Suma podbiegów/zbiegów: +1975/-1825 m
Liczba punktów ITRA: 2
Link do zawodów: https://ultrabies.pl/
Relacja z biegu
Droga w Bieszczady była wyjątkowo zawiła. Muszę przyznać, że kiedy w piątek po 21 dojeżdżaliśmy do Cisnej po pakiet startowy byłem pełny obaw. Zastanawiałem się, czy ten start w ogóle ma sens - byłem wykończony. Start biegu zaplanowany był na godzinę 6:00, doliczając czas na dojazd wychodziło, że na sen zostaje mi niecałe 5 godzin. Nie wyglądało to najlepiej, ale pocieszałem się tym, że nie jest to bieg na 100 km, więc na trasie biegu nie spędzę połowy dnia 😉.
Start Zwodniczej Rusałki zaplanowany był w wyjątkowej scenerii. Mianowicie startowaliśmy z pomostu (!). Stwarzało to potencjał do wyeliminowania potencjalnych konkurentów, bo przed miejscem pomiaru czasu przebiegaliśmy przez wąską kładkę. Szczęśliwie na start niemal się spóźniłem, więc byłem na samym przedzie "bandy", co umożliwiło mi szybkie opuszczenie niebezpiecznego terenu.
fot. Karol Czajka
Grupa wystartowała dość zachowawczo, więc nie oglądając się za siebie zacząłem biec na przedzie trzymając się swojego tempa. Po chwili dogonił mnie Kuba Wiśniewski, którego w pierwszej chwili nie poznałem. Biegliśmy razem mniej więcej do pierwszego punktu odżywczego, utrzymując całkiem dobre tempo. W Górzance dołączyło do nas kolejnych dwóch biegaczy i tak w czwórkę dobiegliśmy pod Korbania (894 m n.p.m.).
fot. UltraLovers
Na podejściu prowadził Gniewomir, byłem zaraz za nim, jednak na zbiegu wyraźnie mi jednak odskoczył i straciłem go z pola widzenia. Nie zbiegało mi się dobrze. W zasadzie od początku biegu coś uwierało mi stopę w prawym bucie. Początkowo myślałem, że to zbyt mocno zaciągnięte sznurowadła, ale pierwsze oględziny wykazały, że te były w zasadzie luźne. Manipulacje przy bucie i próby naprawy zaistniałego problemu nie przynosiły poprawy. Podbijały tylko niezadowolenie, bo każde, nawet chwilowe zatrzymanie, owocowało wyraźnym oddalaniem się widocznych przede mną zawodników. Na pierwszy rzut oka sprawa może wydawać się błaha, ale kiedy uświadomimy sobie, że w trakcie 45 km robimy około 42 tys. kroków, to daje do myślenia. Każdy ucisk na stopę, nawet niewielki, w dłuższej perspektywie może doprowadzić do kontuzji. Na domiar złego, na zbiegu z Korbania minął mnie jeszcze Kacper Porada, więc dalej biegłem na trzeciej pozycji.
fot. Karol Czajka
Szczęśliwie dla mnie chłopacy w Łopience serwisowali się dłużej ode mnie, więc punkt opuszczałem zaraz za nimi. Jeżeli ktoś szuka prawdziwie górskiego wyzwania w Bieszczadach to zapraszam na Łopiennik (1069 m n.p.m.). Trasa w zasadzie dowolna, chociaż górskiej frajdy znajdziecie najwięcej na wschodniej lub zachodniej ścieżce 😁. Na podejściu udało mi się dogonić Gniewomira, z którym prowadziłem dodatkową rywalizację. Mianowicie zafiksowaliśmy się na zbieraniu śmieci, które niestety pozostały po zawodnikach z dystansu ultra, którzy biegli tą trasą kilka godzin przed nami.
Na punkt w Cisnej (38 km trasy) zjawiłem się, kiedy zegarek wyświetlił charakterystyczne 3h 33m 33s. Miałem jeszcze cichą nadzieję, że uda mi się dogonić Kacpra, do którego traciłem kilka minut. Niestety moje nogi na próby podkręcenia przeze mnie tempa dość jednoznacznie wyraziły swój sprzeciw. Próby wynegocjowania czegokolwiek w tym temacie okazały się niestety bezproduktywne. Na mecie zameldowałem się jako drugi po 4 godzinach i 13 minutach od startu. Byłem szczęśliwy, że nie muszę biec dalej 😉.
W mojej ocenie zawody w Bieszczadach poszły mi znacznie lepiej niż w Górach Opawskich. Czułem się znacznie mocniejszy, a dyspozycji nie zniweczył nawet brak należytego odpoczynku przed startem. Adrenalina zrobiła swoje i formę udało się sensownie przekuć na wynik. Podium zawsze cieszy, a dodatkowo zyskałem cenne doświadczenie - wcześniej nie wiedziałem, że mogę się tak zmęczyć 😉.
Jeżeli zaś chodzi o organizację samej imprezy to muszę przyznać - że do dzisiaj jestem pod dużym wrażeniem - ekipo UltraBies'a zrobiliście to dobrze, a nawet bardzo dobrze. To była czysta przyjemność, dawno już nie biegłem na tak dobrze zorganizowanej imprezie. Liczę, że nie spuścicie z tonu. Mógłbym chwalić za wiele rzeczy, ale najbardziej chciałbym wyróżnić praktyczne pakiety startowe (!) i doskonałe oznakowanie trasy.
Na koniec chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim za wsparcie i kibicowanie, a najbardziej Agnieszce na support na trasie 👏. Jesteście fantastyczni!
Następny przystanek już 28 maja w Kasince Małej, czyli ULTRA-TRAIL® MAŁOPOLSKA.
Statystyki z biegu:
🔢 Nr startowy: 465
🏁 Czas: 4g 13m 06s
🥈 Miejsce (open/kategoria): 2/1
Link do Stravy:
Wiosenny Maraton 2022 - Etap 1/3
Wiosenny Maraton 2022 - Etap 3/3
Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger
Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com