W dzisiejszym wpisie – krótka historia poważnej kontuzji, czyli podsumowanie moich zmagań z powrotem do zdrowia i treningów po pechowym upadku. Chwila nieuwagi, która w ubiegłym roku zmieniła wszystko, a której skutki odczuwam także w tym roku.
Chojnik i jego "Siedemdziesiątka z hakiem" miały być dla mnie przetarciem przed głównym startem tej jesieni, czyli biegiem - UltraKotlina 140. Trasa Chojnika liczyła ok. 72 km i nieco ponad 3 500 m przewyższenia. Dokładny przebieg trasy zamieszczam poniżej:
Tutaj jeszcze profil:
Początek, jak to często w takich sytuacjach bywa, nie zwiastował nadciągającej katastrofy. Pogoda zapowiadała się znakomicie. Prognozy wskazywały co prawda na chłodny poranek, ale przy bieganiu taka aura bardziej pomaga niż przeszkadza. Jedyne co mogło niepokoić to nasz późny przyjazd na miejsce, co z kolei "gwarantowało" mało snu przed startem. Odbiór pakietu, planowanie, pakowanie i nagle zegarek wyświetlał już 22:30 - słabo. Głównie ze względu na to, że wstać trzeba było przed trzecią... ach te ultra.
Poranek rzeczywiście okazał się chłodny. Pierwszy raz od kilku tygodni miałem okazję założyć bluzę, którą zabrałem w zasadzie przez przypadek. Na miejsce zbiórki dojechałem w zasadzie na chwilę przed startem. Rozgrzewkę postanowiłem więc zrobić na pierwszych kilometrach biegu 😉.
Spokojnie ruszyliśmy w kierunku ciemnego lasu. Biegłem w grupie na czele jakieś... 3 minuty. Wystarczył pierwszy ostry zakręt i znaleźliśmy się poza trasą! Oczywiście szybko wróciliśmy na szlak, więc ta pomyłka nie kosztowała dużo, ale co dziwne, nie przyniosło to potrzebnego otrzeźwienia. Nie minęło bowiem więcej niż 10 minut, kiedy ponownie zboczyliśmy z trasy! Ale to nie był koniec podobnych atrakcji i chwilę później nastąpiła trzecia sytuacja tego typu (!). Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie doświadczyłem. Z perspektywy czasu, być może był to jakiś znak, żeby uciekać z tego biegu? 🤔
Powoli zaczynało świtać, a stawka zaczęła się rozciągać. Z biegiem czasu zrobiło się coraz ciszej. Przede mną była trójka, może czwórka zawodników. Na pierwszym dłuższym podejściu wysforowałem się na czoło grupy, ale ten stan rzeczy nie trwał długo, bo chwilę później wyprzedził mnie późniejszy zwycięzca tego biegu - Paweł Sadowski.
Pogodę mieliśmy świetną. Wschód słońca, grań Karkonoszy na horyzoncie - nic tylko napawać się widokiem. Pewnie bym nawet z tego korzystał... gdyby nie fakt, że podniesienie głowy na dłużej groziło wybiciem zębów na mało "biegowych" szlakach. Najbardziej we znaki dał mi się chyba zbieg Drogą Śląską. Teoretycznie nic tylko grzać przez 2,5 km przyjaźnie nachylonym terenem, ale przyznaję - chwilami strach zaglądał mi w oczy.
Na podejściu za punktem odżywczym w Karpaczu dogonił mnie drugi na mecie, Paweł Białek. Nie jest przyjemnie, kiedy ktoś cię wyprzedza, ale nie sprowokowało to mnie do zmiany tempa, trzymałem się własnych założeń. Po wdrapaniu się na górę przy Domu Śląskim teren wyraźnie zaczął "sprzyjać". Nie biegło mi się jednak dobrze. Powoli udało mi się rozpędzić i kiedy przybiegłem na punkt odżywczy w okolicach Przełęczy Karkonoskiej dowiedziałem się, że do chłopaków biegnących przede mną mam tylko "jakieś 3 minuty straty".
Tego dnia nie było mnie jednak stać na nic więcej. Późniejszy etap określiłbym jako "niekończące się pasmo złych decyzji". Wywrotka na zbiegu na pewno mi nie pomogła, ale największy błąd popełniłem jeszcze przed biegiem - zarywając kilka nocy pod rząd. W końcu nie jest sztuką wiedzieć, co powinniśmy zrobić przed startem, tylko faktycznie trzymać się znanych i sprawdzonych procedur. Ultra nie wybacza chodzenia na skróty 😉.
Jednak jak to zwykle w życiu bywa - "nie ma tego złego...". Chojnik 2022 był dla mnie niczym zimny prysznic. Jestem pewien, że w dłuższej perspektywie to przykre doświadczenie zaprocentuje i przyniesie wiele dobrego. Muszę przyznać, że nawet trochę się cieszę na tę okoliczność, bo start sezonu jeszcze przede mną. Z początkiem października czeka nas przygoda na UltraKotlinie 140, będzie się działo!
Od kilku lat wiosna kojarzy mi się z maratonem. Po jesienno-zimowych treningach przychodzi czas weryfikacji formy. Często wiąże się to ze sporą dozą niewiadomej, bo miesiącami trenujemy w warunkach bardzo odmiennych od tych, które mamy na starcie. Z długich portek wskakujemy w sportowe spodenki i już samo to jest zmianą niebagatelną.
Wiosenny maraton 2022, z racji indywidualnych preferencji, przybrał u mnie formę trailową, a w związku z tym, że w planach mamy ultra to i maraton też mamy taki trochę ultra 😉. Plan jesiennych przygotowań zakłada 3 starty maratońskie w okresie wiosennym. Na liście najbliższych zawodów mamy zatem takie imprezy jak: 3xKopa, Zwodnicza Rusałka i Ultra-Trail Małopolska. Wszystkie biegi na dystansie zbliżonym do maratonu.
Etap 2 - Zwodnicza Rusałka
Za samą nazwę imprezy i biegów organizatorom należy się wyróżnienie 🙂. UltraBies idealnie wpasowywał się w mój kalendarz, zapowiadał się ciekawie, a na dodatek Bieszczady - to nie mogło się inaczej skończyć jak moim startem w Zwodniczej Rusałce.
UltraBies to nowe wydarzenie w kalendarzu polskich biegów górskich. Dodatkowo w Bieszczadach, które do tej pory opanowane były przez Bieg Rzeźnika. Bardzo ucieszyła mnie ta inicjatywa, bo uważam, że Bieszczadom przyda się odświeżenie sceny biegowej.
W ramach pierwszej edycji UltraBiesa odbyły się cztery biegi:
Trasa Zwodniczej Rusałki biegła z Polańczyka, przez Górzankę, Łopienkę, Cisną do Dołżycy. Szczegółowy przebieg możecie obejrzeć na poniższym filmie:
... a jak ktoś woli mapki (jak niżej podpisany) to zamieszczam też taką wersję 😉
Informacje o biegu
Nazwa: Zwodnicza Rusałka
Termin: 7 maja 2022 r.
Start/meta biegu: Polańczyk/Dołżyca
Dystans: ok. 44+ km
Suma podbiegów/zbiegów: +1975/-1825 m
Liczba punktów ITRA: 2
Link do zawodów: https://ultrabies.pl/
Relacja z biegu
Droga w Bieszczady była wyjątkowo zawiła. Muszę przyznać, że kiedy w piątek po 21 dojeżdżaliśmy do Cisnej po pakiet startowy byłem pełny obaw. Zastanawiałem się, czy ten start w ogóle ma sens - byłem wykończony. Start biegu zaplanowany był na godzinę 6:00, doliczając czas na dojazd wychodziło, że na sen zostaje mi niecałe 5 godzin. Nie wyglądało to najlepiej, ale pocieszałem się tym, że nie jest to bieg na 100 km, więc na trasie biegu nie spędzę połowy dnia 😉.
Start Zwodniczej Rusałki zaplanowany był w wyjątkowej scenerii. Mianowicie startowaliśmy z pomostu (!). Stwarzało to potencjał do wyeliminowania potencjalnych konkurentów, bo przed miejscem pomiaru czasu przebiegaliśmy przez wąską kładkę. Szczęśliwie na start niemal się spóźniłem, więc byłem na samym przedzie "bandy", co umożliwiło mi szybkie opuszczenie niebezpiecznego terenu.
fot. Karol Czajka
Grupa wystartowała dość zachowawczo, więc nie oglądając się za siebie zacząłem biec na przedzie trzymając się swojego tempa. Po chwili dogonił mnie Kuba Wiśniewski, którego w pierwszej chwili nie poznałem. Biegliśmy razem mniej więcej do pierwszego punktu odżywczego, utrzymując całkiem dobre tempo. W Górzance dołączyło do nas kolejnych dwóch biegaczy i tak w czwórkę dobiegliśmy pod Korbania (894 m n.p.m.).
fot. UltraLovers
Na podejściu prowadził Gniewomir, byłem zaraz za nim, jednak na zbiegu wyraźnie mi jednak odskoczył i straciłem go z pola widzenia. Nie zbiegało mi się dobrze. W zasadzie od początku biegu coś uwierało mi stopę w prawym bucie. Początkowo myślałem, że to zbyt mocno zaciągnięte sznurowadła, ale pierwsze oględziny wykazały, że te były w zasadzie luźne. Manipulacje przy bucie i próby naprawy zaistniałego problemu nie przynosiły poprawy. Podbijały tylko niezadowolenie, bo każde, nawet chwilowe zatrzymanie, owocowało wyraźnym oddalaniem się widocznych przede mną zawodników. Na pierwszy rzut oka sprawa może wydawać się błaha, ale kiedy uświadomimy sobie, że w trakcie 45 km robimy około 42 tys. kroków, to daje do myślenia. Każdy ucisk na stopę, nawet niewielki, w dłuższej perspektywie może doprowadzić do kontuzji. Na domiar złego, na zbiegu z Korbania minął mnie jeszcze Kacper Porada, więc dalej biegłem na trzeciej pozycji.
fot. Karol Czajka
Szczęśliwie dla mnie chłopacy w Łopience serwisowali się dłużej ode mnie, więc punkt opuszczałem zaraz za nimi. Jeżeli ktoś szuka prawdziwie górskiego wyzwania w Bieszczadach to zapraszam na Łopiennik (1069 m n.p.m.). Trasa w zasadzie dowolna, chociaż górskiej frajdy znajdziecie najwięcej na wschodniej lub zachodniej ścieżce 😁. Na podejściu udało mi się dogonić Gniewomira, z którym prowadziłem dodatkową rywalizację. Mianowicie zafiksowaliśmy się na zbieraniu śmieci, które niestety pozostały po zawodnikach z dystansu ultra, którzy biegli tą trasą kilka godzin przed nami.
Na punkt w Cisnej (38 km trasy) zjawiłem się, kiedy zegarek wyświetlił charakterystyczne 3h 33m 33s. Miałem jeszcze cichą nadzieję, że uda mi się dogonić Kacpra, do którego traciłem kilka minut. Niestety moje nogi na próby podkręcenia przeze mnie tempa dość jednoznacznie wyraziły swój sprzeciw. Próby wynegocjowania czegokolwiek w tym temacie okazały się niestety bezproduktywne. Na mecie zameldowałem się jako drugi po 4 godzinach i 13 minutach od startu. Byłem szczęśliwy, że nie muszę biec dalej 😉.
W mojej ocenie zawody w Bieszczadach poszły mi znacznie lepiej niż w Górach Opawskich. Czułem się znacznie mocniejszy, a dyspozycji nie zniweczył nawet brak należytego odpoczynku przed startem. Adrenalina zrobiła swoje i formę udało się sensownie przekuć na wynik. Podium zawsze cieszy, a dodatkowo zyskałem cenne doświadczenie - wcześniej nie wiedziałem, że mogę się tak zmęczyć 😉.
Jeżeli zaś chodzi o organizację samej imprezy to muszę przyznać - że do dzisiaj jestem pod dużym wrażeniem - ekipo UltraBies'a zrobiliście to dobrze, a nawet bardzo dobrze. To była czysta przyjemność, dawno już nie biegłem na tak dobrze zorganizowanej imprezie. Liczę, że nie spuścicie z tonu. Mógłbym chwalić za wiele rzeczy, ale najbardziej chciałbym wyróżnić praktyczne pakiety startowe (!) i doskonałe oznakowanie trasy.
Na koniec chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim za wsparcie i kibicowanie, a najbardziej Agnieszce na support na trasie 👏. Jesteście fantastyczni!
Następny przystanek już 28 maja w Kasince Małej, czyli ULTRA-TRAIL® MAŁOPOLSKA.
Statystyki z biegu:
🔢 Nr startowy: 465
🏁 Czas: 4g 13m 06s
🥈 Miejsce (open/kategoria): 2/1
Link do Stravy:
Wiosenny Maraton 2022 - Etap 1/3
Wiosenny Maraton 2022 - Etap 3/3
Zastanawialiście się dlaczego bieganie w zawodach potrafi być takie unikalne? Często o tym myślałem co sprawia, że pomimo trudów jakie przeżywamy podczas zawodów, ciągle na nie wracamy. Wyobraźcie sobie zatem taką sytuację: przygotowujecie się do jakieś imprezy wiele tygodni, poświęcacie dziesiątki godzin na trening, ćwiczenia, regeneracje etc., a to wszystko kosztem innych rzeczy, doba ma wszak tylko 24 godziny. Rzetelnie przepracowaliście okres przygotowawczy, w międzyczasie udało się wam uchronić przed kontuzjami. Jeżeli dotarliście do tego etapu to już jest to wyjątkowe, ale to jeszcze nie koniec! Przyjeżdżacie na start i... no właśnie rzecz w tym, że macie tylko jedną, jedyną szansę, żeby zaprezentować sobie i innym, na co was stać. Przytłaczające, nieprawdaż? 😉
Nie o stresie tu jednak chciałem pisać, bo ten co prawda zawsze (w większym lub mniejszym stopniu) nam towarzyszy, jednak na naszą dyspozycję dnia wpływa tak wiele różnych rzeczy... że chyba lepiej o tym wszystkim, zwlaszcza przed zawodami, po prostu nie myśleć. Dzień "konia" to jest to, o czym chyba każdy zawodnik marzy przed startem w zawodach. Tym razem nie było mi dane cieszyć się taką dyspozycją.
Trasa biegu w porównaniu z tą z ubiegłego roku uległa małej zmianie, szczegółowo o tym pisałem już w zapowiedziach. Zainteresowanych odsyłam do tekstu.
Na pierwszy punkt odżywczy w Roztokach dotarłem po godzinie i czterdziestu czterech minutach. Uzupełniłem wodę w bidonie i szybko wróciłem na trasę. Na odcinku do Solinki wspominałem ubiegłoroczną wywrotkę i awarię czołówki. W tym roku na szczęście obyło się bez tego typu niespodzianek. Postój w Solince wyglądał podobnie jak na pierwszym punkcie - dolałem wody i pognałem dalej. Wolałbym korzystać z prywatnego supportu, ale w tym roku taka możliwość była dopiero na trzecim punkcie odżywczym - Roztoki II. Z uwagi na fakt, że miał to być już 40 km trasy, rozsądnie było dbać o zapas wody.
Dzięki też dla Marka za kibicowanie na trasie! Zbicie "piony" z rana na Okrągliku dodało mi motywacji 👍👍
Na koniec największe podziękowania dla Agnieszki za mistrzowski support na trasie 🙏. Gdy zbliżę się w bieganiu do poziomu jej supportu to takie biegi będę wygrywał w cuglach 😉
Statystyki z biegu
Dystans: 90 km
Nr startowy: 43
Kategoria: M30
Czas: 11h:04m:33s
Miejsce Open/Kategoria: 4/3
Moim docelowym jesiennym startem, podobnie jak w ubiegłym roku, będzie ultraMaraton Bieszczadzki na dystansie 90 kilometrów. W 2019 roku emocji nie brakowało (link), czuję że w tym roku będzie podobnie. Tym razem na pewno zabiorę ze sobą dwie czołówki 😆.
Informacje o biegu
Nazwa: VIII Hyundai ultraMaraton Bieszczadzki 90km
Termin: 10 października 2020 r.
Start biegu: 2:00, Cisna
Meta: Cisna
Dystans: ok. 90 km
Suma podbiegów/zbiegów: +4010m/D-4010m
Liczba punktów I-TRA: 4
Trasa biegu
W porównaniu z ubiegłoroczną edycją trasa uległa małej zmianie. Prawie 11 kilometrów asfaltówki wyleciało na rzecz drogi szutrowej na końcu której będzie czekało nas podejście na Małe Jasło (1103 m n.p.m.) 😆. Później pobiegniemy na Okrąglik (1101 m n.p.m.) i dalej w kierunku Przełęczy nad Roztokami. Odcinek od Małego Jasła podczas zawodów pokonamy zatem dwukrotnie z tym, że w obydwu kierunkach.
Zmiana trasy (w porównaniu z ubiegłym rokiem) wydaje się korzystna. Kilometraż jest podobny (+1,4 km), dochodzi jednak ok. 370 metrowe podejście, będzie więc bardziej górsko.
Poniżej zamieszczam mapę trasy wraz z profilem oraz link do wersji interaktywnej.
Dla chcących dokładniej przeanalizować trasę dodaję opis przygotowany przez organizatora biegu:
Trasa Hyundai ultraMaratonu Bieszczadzkiego 90km wiedzie z centrum Cisnej, fragmentem Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej w stronę Ustrzyk Górnych (ok. 1km), następnie stokówką w stronę Przysłupia. Po około 6 km skręcamy w prawo w ścieżkę prowadzącą na Małe Jasło (1103m.) Na szczycie skręcamy w lewą stronę w szlak czerwony żeby dobiec do Okrąglika(1101m.) mijając po drodze Duże Jasło (1153m.). Na Okrągliku skręcamy w prawą stronę w szlak graniczny w kierunku na Balnicę. Przed Balnicą zbiegamy z pasma granicznego w kierunku na Solinkę (ok. 27km) i biegniemy ok. 3km bieszczadzkim szutrem w kierunku Żubraczego obiegając masyw Hyrlatej, na który za chwilę będziemy się wspinać. Nie dobiegając do Żubraczego skręcamy w prawo w niebieski szlak turystyczny i wspinamy się na Berdo (1041m n.p.m.). Z Berda biegniemy na Hyrlatą (1103m), Rosochę (1084m) i zbiegamy do Roztok Górnych (ok. 40km) . Z Roztok biegniemy jeszcze raz asfaltem na przełęcz nad Roztokami (ok. 39km, 801m n.p.m.) i znowu wbiegamy na górski niebieski szlak graniczny, tym razem wspinając się na Okrąglik (1101m) . Skręcamy w prawą stronę (ok. 43 km) i granicą biegniemy aż do skrzyżowania z żółtym szlakiem w okolicach Rabiej Skały (ok. 51 km, 1199 m n.p.m.) . Warto pamiętać że po drodze mijamy źródełka po słowackiej stronie w których można zaopatrzyć się w wodę. Jedno źródełko jest przed Płaszą (ok.47km, 1163 m n.p.m.) drugie za szczytem (ok. 49km)--- obydwa po prawej stronie ścieżki. Na Rabiej Skale skręcamy w lewo w szlak żółty którym zbiegamy do Wetliny gdzie będzie mieścił się punkt odżywczy. Z punktu odżywczego dalej przemieszczamy się żółtym szlakiem lecz tutaj z uwagi na Park Narodowy kończą się dodatkowe oznaczenia Organizatora. Po dotarciu na Przełęcz Orłowicza (ok. 63km, 1095 m n.p.m.) skręcamy w lewą stronę w szlak czerwony którym zbiegamy w kierunku Smereka do kolejnego punktu odżywczego. Od tego miejsca szlak czerwony będzie towarzyszył nam aż do mety. Początkowo wspinamy się na Okrąglik mijając szczyt Fereczata (ok.76km,1102 m n.p.m.) i skręcamy w prawo w kierunku Cisnej. Czerwonym szlakiem podbiegamy na Jasło (1153m n.p.m.), na Szczawnik (1098m) i na Małe Jasło (1097m), następnie podziwiając widoki zbiegamy do Cisnej, aż do mety w pobliżu stadionu Orlika.
Info-news
Nie pozostaje mi nic innego jak prosić o trzymanie kciuków🤞.
Zapraszam również na relację live, którą jak zwykle na facebooku, będzie prowadzić dla Was Agnieszka 🙂. Startujemy w sobotę (10 października) o godzinie 2:00 w nocy! 😱
Więcej o biegu i całych zawodach możecie przeczytać tutaj.
Do zobaczenia w Bieszczadach!
Nazwa: Tatra Fest Bieg
Termin: 15 sierpnia 2020 r.
Miejsce startu/mety: Kuźnice
Godzina startu: 5:00
Dystans: 60 km
Suma podejść/zejść: +5 049m/-5 049m
Link do mapy
Zapisy na tegoroczny Tatra Fest Bieg 2020 trwały raptem kilkadziesiąt sekund. Było to w zasadzie do przewidzenia, dlatego już kilka minut przed godziną "zero" siedziałem i nerwowo klikałem w "F5". W końcu formularz zapisu się pojawił, a ja prawdopodobnie pobiłem swój rekord prędkości pisania na klawiaturze. Na nic się to jednak zdało, bo w ostatnim kroku, przy próbie potwierdzenia zgłoszenia, na stronie wyświetlił się "błąd zapisu". O bieganiu w Tatrach trzeba było szybko zapomnieć.
Niespodziewanie, pod koniec kwietnia, na mojej skrzynce mailowej pojawiła się wiadomość od organizatorów, o możliwości startu w zawodach. Nie powiem, chwilę się zastanawiałem, od trzech tygodni w ogóle nie biegałem, do tego jeszcze pandemia... Żeby jednak nie żałować, odpowiedź mogła być tylko jedna - wchodzę w to!
Maj i czerwiec upłynął pod znakiem zapytania czy zawody w ogóle się odbędą. Ostatecznie, chyba z początkiem lipca, przyszła informacja od organizatorów, że zawody się odbędą. Udało mi się jeszcze pojechać na kilka dni w Tatry, żeby przypomnieć sobie jak to się biega w naszych najwyższych górach.
Do naszego Rock&Run'owego teamu dołączyła Asia i w trójkę, 13 sierpnia ruszyliśmy na tatrzańską przygodę. W piątek dziewczyny poszły w góry, a ja miałem za zadanie opracowanie biegowej logistyki na dzień kolejny.
Bieganie w Tatrach, biorąc pod uwagę inne biegi w naszym kraju - to inna konkurencja 😉. Dlatego w kontekście mojego startu w Tatra Fest nie miałem żadnych oczekiwań. Wiedziałem, że w życiowej formie nie jestem, ale pomimo pewnych zdrowotnych problemów, mój fit level nie szorował po dnie. Byłem zatem niezmiernie ciekawy na co mnie obecnie stać.
Start biegu zaplanowany był na sobotę 15 sierpnia. Ze względu na ograniczenia spowodowane pandemią zawodnicy zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza miała startować o 5:00, druga kwadrans później. Wylądowałem w drugim "koszyku", więc o ściganie było trochę trudniej. Nie specjalnie mi to jednak przeszkadzało i tak cieszyłem się, że w ogóle mam szansę uczestniczyć w tych zawodach.
Trasa biegu początkowo miała wynieść 60 km z sumą podejść wynoszącą 5 000 m. Na kilka godzin przed startem, kiedy bezskutecznie próbowałem zasnąć, Agnieszka poinformowała mnie, że z powodu zapowiadanych burz, organizatorzy skrócili dystans do 49 km (suma podejść ok. 3 900 m). Miejsce startu i mety pozostało bez zmian (Kuźnice). Zrezygnowano jednak z odcinka biegnącego po Tatrach Zachodnich. Trochę szkoda, ale prognozy faktycznie nie wyglądały dobrze, więc taka decyzja nie mogła dziwić. W zaśnięciu ta wiadomość nie specjalnie mi jednak pomogła.
Miejsce startu/mety: Kuźnice
Godzina startu: 5:15
Dystans: 49 km
Suma podejść/zejść: +3 925m/-3 925m
Link do mapy
Kiedy w końcu udało mi się "zmrużyć oko" trzeba było wstawać. Budzik zadzwonił o drugiej w nocy. Pora w sam raz na przedbiegowe śniadanie 😉. Te miałem już przygotowane, zjadłem je bardziej z poczucia obowiązku niż z głodu. Finałowy packing, kawka i byliśmy w drodze do Kuźnic. Jadąc na start zorientowałem się, że nie mam pasa HR. Powrót nie wchodził w grę, ale bardzo żałowałem, bo w planach chciałem trzymać się zakładanego tętna, żeby nie pobiec za szybko na początku. Trudno, będę musiał biec na samopoczucie.
Zaparkowaliśmy przy rondzie i w ramach rozgrzewki ruszyliśmy spacerkiem do Kuźnic. Dotarliśmy na start biegu, poddałem się weryfikacji sprzętu obowiązkowego i pozostało tylko czekać na start mojej grupy. Spacer okazał się niewystarczający, poczłapałem więc potruchtać. Na rozgrzewce spotkałem Romana Ficka, świeżo upieczonego rekordzistę Głównego Szlaku Beskidzkiego, pogadaliśmy chwilę, a na koniec zbiliśmy piątkę życząc sobie powodzenia.
W tegorocznej edycji Tatra Fest Bieg wystartowało łącznie 301 zawodniczek i zawodników. Punktualnie o 5 wystartowała pierwsza grupa biegaczy. Chwilę później zajęliśmy ich miejsce w strefie startu i równo o 5:15 ruszyliśmy w górę. Jednak o tym co działo się na trasie biegu przeczytacie już jutro, w następnym odcinku 😉.
>> Link do części 2 <<
Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger
Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com