O bieganiu z górskiej perspektywy.

Co mi w uszach gra? Czyli podcasty do biegania

Co robić podczas biegania? Po ostatnim wpisie Agnieszki już chyba wiecie 😉. Kontynuujemy temat, dzisiaj pora na listę moich propozycji. Zapraszam do materiału.

Z moich obserwacji wynika, że mniej więcej połowa moich biegowych znajomych nie wychodzi na bieganie bez słuchawek. Poniekąd to rozumiem, choć sam nie podchodzę do tego tak ekstremalnie, to jednak w większości przypadków preferuję treningi, kiedy coś mi do ucha gada 😉.

Swoją drogą temat biegania ze słuchawkami lub bez jest bardzo ciekawy i mam na ten temat swoją teorię, ale o niej może kiedy indziej. Z dopasowaniem słuchawek raczej nie miewam problemów. Wbrew pozorom, nie wszyscy mają tak dobrze, więc już na wstępie jestem potencjalnie narażony na "słuchawkową zarazę". Większość moich treningów to spokojne bieganie, zatem na przestrzeni roku do zagospodarowania mam setki godzin. Dla geografa o szerokich zainteresowaniach jest to zatem szansa, obok której nie można przejść obojętnie 😁.

Swoją (audio)biegową przygodę zaczynałem oczywiście od słuchania muzyki. Wtedy sukcesem było już samo zmobilizowanie się do wyjścia, muzyka była więc dla mnie swego rodzaju atrakcją. Atrakcją, która po kilkunastu minutach biegu umożliwiała ucieczkę od myśli "a może jednak skrócić dzisiejszy trening".

W momencie kiedy kondycja umożliwiała mi już trucht bez łapczywego łapania powietrza, przyszedł czas na książki. Zawsze lubiłem czytać, dlatego kiedy bieganie przestało mi przeszkadzać i nie walczyłem już o to by się nie zatrzymać, przekierowanie części uwagi na czytającego lektora nie była problemem. Pamiętam, że było to moje "wielkie odkrycie" 😉 zwłaszcza że na przestrzeni lat czasu na książki ubywało, a tu nagle pojawiła się taka okazja.


Ostatnie kilkanaście miesięcy to jednak kolejny przełom w brzmieniu moich treningów. Dynamiczny rozwój rynku podcastów na przestrzeni ostatnich lat sprawił, że mamy do dyspozycji coraz więcej świetnych audycji do wyboru praktycznie na każdy temat. Agnieszka w ostatnim wpisie przestawiła swoją listę faworytów. Dzisiaj czas na mnie i moje propozycje.

1. Dział zagraniczny

Tak wiem, było już o tym, ale ten program jest na tyle dobry, że muszę o nim wspomnieć. Dla osób, które wychowały się na magazynie National Geographic (tak jak ja) to pozycja obowiązkowa. Usłyszycie tam o świecie w sposób ciekawy i wciągający, ten program poszerza horyzonty. Poza świetnymi historiami słychać tam również dziennikarskie doświadczanie Maćka Okraszewskiego. To niestety ma też swoje przykre konsekwencje! Po kilku odsłuchanych odcinkach tego programu powrót do innych, amatorskich propozycji staje się nieprzyjemny 😉.
https://www.dzialzagraniczny.pl/category/podcasty/


2. Brzmienie świata z lotu Drozda

Pozostajemy w temacie podróżniczym. Paweł Drozd stworzył program, który daje nam szansę poznać i zrozumieć świat. Nie usłyszycie tam wiele o polityce, ale poznacie niezwykłe historie i ludzi je tworzących. Świetna realizacja programu, który wzbogacony jest o nietuzinkowe propozycje muzyczne, które na pewno Was zaskoczą. Posłuchajcie koniecznie.
https://www.facebook.com/brzmienieswiata/



3. Raport o stanie świata

Raportu Rosiaka pewnie większości nie trzeba przedstawiać. Radiowa audycja po wieloletniej obecności na antenie Trójki wraca w nowej odsłonie w formie podcastu. Informacje i komentarze o najważniejszych wydarzeniach na świecie. Jak mówi sam autor o swoim programie: 

Przyglądam się światu i opowiadam o nim przy pomocy słów i innych dźwięków: rozmów z ludźmi, którzy znają się na rzeczy, relacji reporterskich w różnych miejsc na świecie i muzyki, która zawsze jest na temat – nawiązuje do tematów i miejsc, o których mówimy. Treść programów dotyczy wszystkich sfer życia: polityki, kultury, nauki, sportu, sztuki, technologii, medycyny, obyczajów, itd.

https://raportostanieswiata.pl/


4. Dietetyka oparta na faktach

Tytuł w zasadzie mówi wszystko 😁. Autorem tego podcastu jest Radek Smolik, który nie owija w bawełnę tylko opowiada o żywieniu w oparciu o badania naukowe. Program nasycony wiedzą, być może niektóre odcinki słuchać będziecie dwa razy, ale warto poświęcić na to czas. Żywienie to temat rzeka, nie jest prosty jak chciałaby go widzieć większość z nas. Mnóstwo wariacji i zależności sprawia, że połapanie się w tym wszystkim może wydawać się niemożliwe. Odnoszę wrażenie, że ciągle łatwiej trafić jest na wypowiedź jakiegoś dietetyka-szamana, niż na osobę w istocie kompetentną. Dużo praktycznych porad i teoretycznych rozważań, polecam wszystkim zainteresowanym tematem żywienia.
https://www.dietetykaopartanafaktach.pl/podcast/

5. Z pasją o mocnych stronach

To propozycja dla osoby dla których rozwój osobisty nie jest obojętny. Autorem podcastu jest Dominik Juszczyk, certyfikowany trener Instytutu Gallupa, który jak sam o sobie mówi:

Nieustannie szukam sposobów na mądre i intencjonalne działanie i świadomie buduję nawyki. Lubię myśleć, że jestem w drodze – wciąż przyglądam się temu, co jest dla mnie ważne, eksperymentuję i wyciągam wnioski.

Dobra pozycja dla osób szukających inspiracji do zmiany lub działania 😉.
https://dominikjuszczyk.pl/category/podcast/


Jeżeli macie jakiś swoich faworytów koniecznie napiszcie w komentarzach.

EVADICT MT Cushion - test

EVADICT to nowa marka ze stajni Decathlona. Wcześniejsze modele butów biegowych tej popularnej sieciówki zostały przemianowane dostając przy okazji nowe wersje kolorystyczne. Tak stało się w przypadku butów: XT7, MT2, czy TRAIL Race 4. Przy okazji debiutu nowej marki dostaliśmy również nową propozycję buta do biegów w terenie: MT Cushion. Jak ten model poradził sobie w naszym teście? Zapraszam do materiału.

VIII ultraMaraton Bieszczadzki - relacja

VIII UltraMaraton Bieszczadzki za nami. W tym roku mieliśmy edycję wyjątkową w związku z sytuacją epidemiczną. Wyjątkowe były też uczucia, które towarzyszyły mi podczas biegu, bynajmniej nie ze względu na COVID. O szczegółach przeczytacie poniżej.



Zastanawialiście się dlaczego bieganie w zawodach potrafi być takie unikalne? Często o tym myślałem co sprawia, że pomimo trudów jakie przeżywamy podczas zawodów, ciągle na nie wracamy. Wyobraźcie sobie zatem taką sytuację: przygotowujecie się do jakieś imprezy wiele tygodni, poświęcacie dziesiątki godzin na trening, ćwiczenia, regeneracje etc., a to wszystko kosztem innych rzeczy, doba ma wszak tylko 24 godziny. Rzetelnie przepracowaliście okres przygotowawczy, w międzyczasie udało się wam uchronić przed kontuzjami. Jeżeli dotarliście do tego etapu to już jest to wyjątkowe, ale to jeszcze nie koniec! Przyjeżdżacie na start i... no właśnie rzecz w tym, że macie tylko jedną, jedyną szansę, żeby zaprezentować sobie i innym, na co was stać. Przytłaczające, nieprawdaż? 😉

Nie o stresie tu jednak chciałem pisać, bo ten co prawda zawsze (w większym lub mniejszym stopniu) nam towarzyszy, jednak na naszą dyspozycję dnia wpływa tak wiele różnych rzeczy... że chyba lepiej o tym wszystkim, zwlaszcza przed zawodami, po prostu nie myśleć. Dzień "konia" to jest to, o czym chyba każdy zawodnik marzy przed startem w zawodach. Tym razem nie było mi dane cieszyć się taką dyspozycją.

Trasa biegu w porównaniu z tą z ubiegłego roku uległa małej zmianie, szczegółowo o tym pisałem już w zapowiedziach. Zainteresowanych odsyłam do tekstu.


Wystartowałem w ostatniej grupie zawodników. Start odbył się przy orliku w Cisnej o 2:00 w sobotę 10 października. Ruszyliśmy spokojnie, nikt nie narzucał jakiegoś kosmicznego tempa, co nie zawsze ma miejsce nawet podczas startu na dystansie 90 km 🙂. Pierwsze kilometry biegłem w czołowej grupie zawodników, ale gdy zaczęło się podejście świadomie spuściłem trochę nogę z gazu. Trasa była dobrze oznaczona i pomimo, że światełka prowadzących biegaczy zniknęły mi z oczu, nie miałem żadnych problemów ze znalezieniem drogi. Biegłem spokojnie na szóstej pozycji.

Na pierwszy punkt odżywczy w Roztokach dotarłem po godzinie i czterdziestu czterech minutach. Uzupełniłem wodę w bidonie i szybko wróciłem na trasę. Na odcinku do Solinki wspominałem ubiegłoroczną wywrotkę i awarię czołówki. W tym roku na szczęście obyło się bez tego typu niespodzianek. Postój w Solince wyglądał podobnie jak na pierwszym punkcie - dolałem wody i pognałem dalej. Wolałbym korzystać z prywatnego supportu, ale w tym roku taka możliwość była dopiero na trzecim punkcie odżywczym - Roztoki II. Z uwagi na fakt, że miał to być już 40 km trasy, rozsądnie było dbać o zapas wody.


Gdy dobiegałem do punktu Roztoki II zaczynało świtać. Pomimo tego czułem się po prostu źle. Byłem obolały i brakowało mi sił. Nie mogłem znaleźć przyczyny tej słabości. Przebiegło mi nawet przez głowę, czy aby nie jestem chory. Zacząłem zastanawiać się, czy kontynuowanie biegu ma w tym wypadku jeszcze jakiś sens. Na moje nieszczęście miał być to mój ostatni bieg w sezonie, więc o wymówki było w tym momencie trudno. Na punkcie zmieniłem buty, Agnieszka wcisnęła mi jakąś zupę i poturlałem się dalej. O kryzysie jej nie wspominałem, postanowiłem jeszcze powalczyć.


W drodze do Wetliny ponownie uciekłem we wspomnienia. Wracałem myślami do wrześniowych treningów na tym odcinku trasy. To mi chyba jakoś pomogło, bo biegło mi się lepiej. Do Wetliny przybiegłem jako czwarty zawodnik z przeszło 10 minutową stratą do trzeciego 
i niewielką przewagą nad piątym. Zamiast jednak myśleć o pogoni dopadł mnie srogi kryzys. Tak, znowu na Smereku, podobnie jak rok temu, przeżywałem katorgę. Obiecałem sobie wtedy, że na powtórkę tej sytuacji sobie nie pozwolę. Nic z tego jednak nie wyszło. Mozolne człapanie na Smoka sprawiło, że roztrwoniłem swoją kilkuminutową przewagę nad piątym zawodnikiem. Osiągając Smerek miałem go tuż za plecami. Postanowiłem, w miarę możliwości, odskoczyć na zbiegu. Zacząłem szybciej przebierać nogami i dość szybko okazało się, że dystans między nami wzrasta. Puściłem się w dół na miarę możliwości swoich i... terenowych. Do góry ciągnęło niestety dużo ludzi i trudno było nabrać prędkości. Po zbiegu były te cholerne tory, czyli nieco ponad kilometr biegu po starych, zarośniętych torach, który ciągnął się w nieskończoność. Na ostatnim punkcie odżywczym uzupełniłem zapasy, zmieniłem koszulkę i ruszyłem na ostatni 18 kilometrowy odcinek. Sił nie miałem, ale jak najszybciej chciałem mieć to już wszystko za sobą. Moja strata do 3 zawodnika wynosiła już prawie 12 minut... za siebie już się nie oglądałem.


Po przebiegnięciu 70 kilometrów trudno jest podkręcić tempo. Czy dałem z siebie wszystko? Raczej nie, choć w tamtym momencie starałem wykrzesać z siebie resztki ambicji, żeby zmobilizować się do większego wysiłku. Plan zrealizowałem połowicznie. Ze wspomnianych "
prawie 12 minut" urwałem 8, zabrakło niecałe 4 minuty do trzeciego miejsca. Bieg ukończyłem w czasie: 11h 04m 33s i skłamałbym pisząc, że byłem zadowolony. Chociaż nie, wróć - zadowolony byłem, że w końcu dotarłem do mety. Wynik zaś do dzisiaj wzbudza we mnie duży niedosyt, najchętniej pobiegłbym tam raz jeszcze.


Chciałbym Wam serdecznie podziękować za wszystkie kciuki, lajki i komentarze na Facebooku 👍. 
Dziękuję FlexiStav Team za świetną atmosferę i ... kostium! Na razie tematu nie będę rozwijał, ale jest szansa na coś nowego od przyszłego sezonu. Te "coś" zasługuje na pewno na osobny wpis, zatem jak mawiają za oceanem: stay tuned 😉

Dzięki też dla Marka za kibicowanie na trasie! Zbicie "piony" z rana na Okrągliku dodało mi motywacji 👍👍

Na koniec największe podziękowania dla Agnieszki za mistrzowski support na trasie 🙏. Gdy zbliżę się w bieganiu do poziomu jej supportu to takie biegi będę wygrywał w cuglach 😉


Statystyki z biegu

Dystans: 90 km
Nr startowy: 43
Kategoria: M30
Czas: 11h:04m:33s
Miejsce Open/Kategoria: 4/3

Link do wyników

Link do Stravy:

VIII ultraMaraton Bieszczadzki - zapowiedź

Już za niecały tydzień odbędą się zawody: VIII Hyundai ultraMaraton Bieszczadzki - moje docelowe jesienne zawody. Zapowiada się świetna impreza, o szczegółach piszę w tym wpisie.



Pierwsze chłodne, jesienne poranki od jakiegoś czasu kojarzą mi się z Bieszczadami. Kiedy przychodzi ten moment, kiedy na poranny trening trzeba założyć bluzę z długim rękawem, często myślami wracam do jesiennych bieszczadzkich krajobrazów. Motywuje mnie to do wyjścia na trening, żeby później w tych Bieszczadach biec, a nie iść 😉.

Moim docelowym jesiennym startem, podobnie jak w ubiegłym roku, będzie ultraMaraton Bieszczadzki na dystansie 90 kilometrów. W 2019 roku emocji nie brakowało (link), czuję że w tym roku będzie podobnie. Tym razem na pewno zabiorę ze sobą dwie czołówki 😆.


Informacje o biegu

Nazwa: VIII Hyundai ultraMaraton Bieszczadzki 90km
Termin: 10 października 2020 r.
Start biegu: 2:00, Cisna
Meta: Cisna
Dystans: ok. 90 km
Suma podbiegów/zbiegów: +4010m/D-4010m
Liczba punktów I-TRA: 4


Trasa biegu

W porównaniu z ubiegłoroczną edycją trasa uległa małej zmianie. Prawie 11 kilometrów asfaltówki wyleciało na rzecz drogi szutrowej na końcu której będzie czekało nas podejście na Małe Jasło (1103 m n.p.m.) 😆. Później pobiegniemy na Okrąglik (1101 m n.p.m.) i dalej w kierunku Przełęczy nad Roztokami. Odcinek od Małego Jasła podczas zawodów pokonamy zatem dwukrotnie z tym, że w obydwu kierunkach.

Zmiana trasy (w porównaniu z ubiegłym rokiem) wydaje się korzystna. Kilometraż jest podobny (+1,4 km), dochodzi jednak ok. 370 metrowe podejście, będzie więc bardziej górsko.

Poniżej zamieszczam mapę trasy wraz z profilem oraz link do wersji interaktywnej.

 

Dla chcących dokładniej przeanalizować trasę dodaję opis przygotowany przez organizatora biegu:


Trasa Hyundai ultraMaratonu Bieszczadzkiego 90km wiedzie z centrum Cisnej, fragmentem Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej w stronę Ustrzyk Górnych (ok. 1km), następnie stokówką w stronę Przysłupia. Po około 6 km skręcamy w prawo w ścieżkę prowadzącą na Małe Jasło (1103m.) Na szczycie skręcamy w lewą stronę w szlak czerwony żeby dobiec do Okrąglika(1101m.) mijając po drodze Duże Jasło (1153m.). Na Okrągliku skręcamy w prawą stronę w szlak graniczny w kierunku na Balnicę. Przed Balnicą zbiegamy z pasma granicznego w kierunku na Solinkę (ok. 27km) i biegniemy ok. 3km bieszczadzkim szutrem w kierunku Żubraczego obiegając masyw Hyrlatej, na który za chwilę będziemy się wspinać. Nie dobiegając do Żubraczego skręcamy w prawo w niebieski szlak turystyczny i wspinamy się na Berdo (1041m n.p.m.). Z Berda biegniemy na Hyrlatą (1103m), Rosochę (1084m) i zbiegamy do Roztok Górnych (ok. 40km) . Z Roztok biegniemy jeszcze raz asfaltem na przełęcz nad Roztokami (ok. 39km, 801m n.p.m.) i znowu wbiegamy na górski niebieski szlak graniczny, tym razem wspinając się na Okrąglik (1101m) . Skręcamy w prawą stronę (ok. 43 km) i granicą biegniemy aż do skrzyżowania z żółtym szlakiem w okolicach Rabiej Skały (ok. 51 km, 1199 m n.p.m.) . Warto pamiętać że po drodze mijamy źródełka po słowackiej stronie w których można zaopatrzyć się w wodę. Jedno źródełko jest przed Płaszą (ok.47km, 1163 m n.p.m.) drugie za szczytem (ok. 49km)--- obydwa po prawej stronie ścieżki. Na Rabiej Skale skręcamy w lewo w szlak żółty którym zbiegamy do Wetliny gdzie będzie mieścił się punkt odżywczy. Z punktu odżywczego dalej przemieszczamy się żółtym szlakiem lecz tutaj z uwagi na Park Narodowy kończą się dodatkowe oznaczenia Organizatora. Po dotarciu na Przełęcz Orłowicza (ok. 63km, 1095 m n.p.m.) skręcamy w lewą stronę w szlak czerwony którym zbiegamy w kierunku Smereka do kolejnego punktu odżywczego. Od tego miejsca szlak czerwony będzie towarzyszył nam aż do mety. Początkowo wspinamy się na Okrąglik mijając szczyt Fereczata (ok.76km,1102 m n.p.m.) i skręcamy w prawo w kierunku Cisnej. Czerwonym szlakiem podbiegamy na Jasło (1153m n.p.m.), na Szczawnik (1098m) i na Małe Jasło (1097m), następnie podziwiając widoki zbiegamy do Cisnej, aż do mety w pobliżu stadionu Orlika.


Info-news

Nie pozostaje mi nic innego jak prosić o trzymanie kciuków🤞.

Zapraszam również na relację live, którą jak zwykle na facebooku, będzie prowadzić dla Was Agnieszka 🙂. Startujemy w sobotę (10 października) o godzinie 2:00 w nocy! 😱

Więcej o biegu i całych zawodach możecie przeczytać tutaj.

Do zobaczenia w Bieszczadach!


Tatra Fest Bieg 2020 - relacja z zawodów cz.1

W zasadzie do samego końca nie wierzyłem, że ten bieg się odbędzie. Organizator co prawda zapewniał, że posiada niezbędne pozwolenie, ale pogarszająca się sytuacja epidemiczna w kraju dawała do myślenia. Ostatecznie wszystko udało się dowieźć do końca, a ja miałem niepowtarzalną okazję by po latach ponownie pobiec w Tatrach. Emocji jak zwykle nie brakowało, zapraszam do części pierwszej relacji z zawodów: Tatra Fest Bieg 2020.

Informacje o biegu

Nazwa: Tatra Fest Bieg
Termin: 15 sierpnia 2020 r.
Miejsce startu/mety: Kuźnice
Godzina startu: 5:00
Dystans: 60 km
Suma podejść/zejść: +5 049
m/-5 049m
Link do mapy


Źródło: mapa-turystyczna.pl

Zapisy na tegoroczny Tatra Fest Bieg 2020 trwały raptem kilkadziesiąt sekund. Było to w zasadzie do przewidzenia, dlatego już kilka minut przed godziną "zero" siedziałem i nerwowo klikałem w "F5". W końcu formularz zapisu się pojawił, a ja prawdopodobnie pobiłem swój rekord prędkości pisania na klawiaturze. Na nic się to jednak zdało, bo w ostatnim kroku, przy próbie potwierdzenia zgłoszenia, na stronie wyświetlił się "błąd zapisu". O bieganiu w Tatrach trzeba było szybko zapomnieć.

Niespodziewanie, pod koniec kwietnia, na mojej skrzynce mailowej pojawiła się wiadomość od organizatorów, o możliwości startu w zawodach. Nie powiem, chwilę się zastanawiałem, od trzech tygodni w ogóle nie biegałem, do tego jeszcze pandemia... Żeby jednak nie żałować, odpowiedź mogła być tylko jedna - wchodzę w to!

Maj i czerwiec upłynął pod znakiem zapytania czy zawody w ogóle się odbędą. Ostatecznie, chyba z początkiem lipca, przyszła informacja od organizatorów, że zawody się odbędą. Udało mi się jeszcze pojechać na kilka dni w Tatry, żeby przypomnieć sobie jak to się biega w naszych najwyższych górach.


Fot. Agnieszka Wilk-Pawłowska

Do naszego Rock&Run'owego teamu dołączyła Asia i w trójkę, 13 sierpnia ruszyliśmy na tatrzańską przygodę. W piątek dziewczyny poszły w góry, a ja miałem za zadanie opracowanie biegowej logistyki na dzień kolejny.

Bieganie w Tatrach, biorąc pod uwagę inne biegi w naszym kraju - to inna konkurencja 😉. Dlatego w kontekście mojego startu w Tatra Fest nie miałem żadnych oczekiwań. Wiedziałem, że w życiowej formie nie jestem, ale pomimo pewnych zdrowotnych problemów, mój fit level nie szorował po dnie. Byłem zatem niezmiernie ciekawy na co mnie obecnie stać.

Start biegu zaplanowany był na sobotę 15 sierpnia. Ze względu na ograniczenia spowodowane pandemią zawodnicy zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza miała startować o 5:00, druga kwadrans później. Wylądowałem w drugim "koszyku", więc o ściganie było trochę trudniej. Nie specjalnie mi to jednak przeszkadzało i tak cieszyłem się, że w ogóle mam szansę uczestniczyć w tych zawodach. 

Trasa biegu początkowo miała wynieść 60 km z sumą podejść wynoszącą 5 000 m. Na kilka godzin przed startem, kiedy bezskutecznie próbowałem zasnąć, Agnieszka poinformowała mnie, że z powodu zapowiadanych burz, organizatorzy skrócili dystans do 49 km (suma podejść ok. 3 900 m). Miejsce startu i mety pozostało bez zmian (Kuźnice). Zrezygnowano jednak z odcinka biegnącego po Tatrach Zachodnich. Trochę szkoda, ale prognozy faktycznie nie wyglądały dobrze, więc taka decyzja nie mogła dziwić. W zaśnięciu ta wiadomość nie specjalnie mi jednak pomogła.

Trasa po zmianach

Miejsce startu/mety: Kuźnice
Godzina startu: 5:15
Dystans: 49 km
Suma podejść/zejść: +3 925m/-3 925m
Link do mapy


Źródło: mapa-turystyczna.pl

Kiedy w końcu udało mi się "zmrużyć oko" trzeba było wstawać. Budzik zadzwonił o drugiej w nocy. Pora w sam raz na przedbiegowe śniadanie 😉. Te miałem już przygotowane, zjadłem je bardziej z poczucia obowiązku niż z głodu. Finałowy packing, kawka i byliśmy w drodze do Kuźnic. Jadąc na start zorientowałem się, że nie mam pasa HR. Powrót nie wchodził w grę, ale bardzo żałowałem, bo w planach chciałem trzymać się zakładanego tętna, żeby nie pobiec za szybko na początku. Trudno, będę musiał biec na samopoczucie.


Fot. Joanna Zaleska

Zaparkowaliśmy przy rondzie i w ramach rozgrzewki ruszyliśmy spacerkiem do Kuźnic. Dotarliśmy na start biegu, poddałem się weryfikacji sprzętu obowiązkowego i pozostało tylko czekać na start mojej grupy. Spacer okazał się niewystarczający, poczłapałem więc potruchtać. Na rozgrzewce spotkałem Romana Ficka, świeżo upieczonego rekordzistę Głównego Szlaku Beskidzkiego, pogadaliśmy chwilę, a na koniec zbiliśmy piątkę życząc sobie powodzenia.

W tegorocznej edycji Tatra Fest Bieg wystartowało łącznie 301 zawodniczek i zawodników. Punktualnie o 5 wystartowała pierwsza grupa biegaczy. Chwilę później zajęliśmy ich miejsce w strefie startu i równo o 5:15 ruszyliśmy w górę. Jednak o tym co działo się na trasie biegu przeczytacie już jutro, w następnym odcinku 😉.


Fot. Joanna Zaleska

 >> Link do części 2 <<

Biegowo w Kotlinie Kłodzkiej

Rok 2020 jest pełen zwrotów akcji i niespodzianek. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że w obecnym czasie planowanie czegoś w perspektywie dłuższej niż tydzień lub dwa, nie ma większego sensu. Po kilku resetach postanowiłem już nie planować w tym roku żadnego urlopu, wyjazdu, biegu etc. tylko działać na bieżącą chwilę.

 

Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger

Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com