O bieganiu z górskiej perspektywy.

Rzeźnik Sky - relacja z zawodów

Decyzja o starcie w Rzeźniku Sky była konsekwencją wcześniejszego braku szczęścia. Plan na IV Festiwal Biegów Rzeźnika był początkowo zupełnie inny. Chcieliśmy z Arkiem ponownie spróbować się z trasą Biegu Rzeźnika. Tym razem nie miała być to jednak walka o życie. Los nie był jednak dla nas łaskawy i pomimo posiadania dużej ilości dodatkowych punktów za nasze wcześniejsze starty w Bieszczadach, nie zostaliśmy wylosowani. Trzeba było zatem szukać nowych celów.


Gdy zobaczyłem profil biegu Rzeźnika Sky to początkowo nie mogłem uwierzyć, że taką trasę można poprowadzić po bieszczadzkich szlakach. Dla tych którzy nie mieli okazji go zobaczyć wrzucam poniżej:


Zapowiadało to świetny bieg, obok którego nie mogłem przejść obojętnie. Ostatecznie Rzeźnik Sky uzyskał również miano Mistrzostw Polski w UltraSkyrunning.

Informacje o biegu
Nazwa: Rzeźnik Sky. Mistrzostwa Polski w UltraSkyrunning
Data: 2018-05-31
Miejsce: start i meta w Cisnej
Dystans: ok. 53 km
Suma podbiegów/zbiegów: D+3280 m / D-3280 m
Strona WWW: www.biegrzeznika.pl/rzeznik-sky/

Na bieg jechałem bez konkretnych celów. Tak naprawdę nie wiedziałem na co mnie stać. Ze względu na wcześniejsze przygotowania do “płaskiego” maratonu, wiedziałem tylko tyle, że na pewno mam braki siłowe. Starałem się trochę popracować nad tym elementem po maratonie, ale nie do końca mi się to udało. Może wynikało to ze zmęczenia, a może ze zwykłego lenistwa, tak czy inaczej po starcie w Warszawie nie mogłem zmusić się do konkretnego treningu. Ze względu na profil trasy nie wiedziałem jaki wynik uznać za satysfakcjonujący, dlatego w ogóle nie zawracałem sobie tym głowy. Ostatecznie plan na Rzeźnika Sky był prosty - dać z siebie jak najwięcej.


W Bieszczady dotarliśmy wieczorem 29 maja. Droga z Warszawy jest dość długa, dlatego zdecydowaliśmy się przyjechać wcześniej. W środę wybrałem się jeszcze na krótkie rozbieganie, żeby trochę “przewietrzyć” nogi, bo ostatni tydzień biegałem mało. Gdy z nieba lał się żar, ja truchtałem Wielką pętlą bieszczadzką ciesząc się, że prognozy zapowiadają na czwartek dużo chmur. Jak miałem się później przekonać, były to złudne nadzieje.


Stawka biegu spowodowała, że do Cisnej zjechało bardzo wielu mocnych zawodników. Start zaplanowano o godzinie 9:00. Niestety pomimo wcześniejszych prognoz dzień zapowiadał się słoneczny. Tradycyjnie już, jak przy każdym rzeźnickim biegu, wystartowaliśmy po strzale z Mirkowej strzelby. Adrenalina zrobiła swoje i czołówka wystartowała jak do biegu na 5 kilometrów :) Starałem się utrzymać rozsądne tempo, co rusz spoglądając na zegarek by nie biec zbyt szybko.


Pierwszy dwukilometrowy odcinek prowadził szosą. Następnie wbiegliśmy na czarny szlak i zaczęliśmy się wspinać na Łopiennik. Było to pierwsze z sześciu zaplanowanych podejść. Dalej zbiegaliśmy do Łopienki, gdzie na 10 kilometrze trasy, zlokalizowany był pierwszy punkt odżywczy. Chwilę wcześniej, dzięki Magdzie Łączak udało mi się nie pomylić drogi. Mijając drogowskaz akurat spojrzałem pod nogi i zamiast skręcić w prawo pognałem przed siebie. Na moje szczęście od razu natknąłem się na Magdę, która właśnie wracała na trasę, co uchroniło mnie przed zgubieniem.


Na punkcie odżywczym czekała już na mnie Agnieszka. Nastąpiła szybka wymiana plecaków i tyle mnie tam widzieli. Przed nami było drugie podejście, ponownie na Łopiennik, ale tym razem od strony niebieskiego szlaku. Ten odcinek pokonałem “na plecach” Ewy Majer, niestety na zbiegu trochę mi uciekła. Wskazania mojego pulsometru ewidentnie “zakazywały mi” ją gonić.
Podejście nr 3 to wspinaczka na Hon. Udało mi się tutaj wyprzedzić trzech zawodników, a jakiś miły jegomość poinformował mnie na szczycie, że jestem “trzynastym facetem”. Dalej trasa wiodła do Osiny, skąd zbiegaliśmy w kierunku Żubraczego. Tam usytuowany był drugi punkt odżywczy (25-ty km). Robiło się coraz cieplej, więc, gdy tylko nadarzyła się okazja, nabierałem wody ze strumieni w czapkę i oblewałem się obficie (dopiero na trzydziestym którymś kilometrze zorientowałem się, że przy tej okazji zalewam sobie telefon! - na szczęście obyło się to bez konsekwencji).


Na punkcie żywieniowym mój support oczekiwał już mojego przybycia. Wymieniłem plecak i biegłem dalej. Następne podejście prowadziło na Hyrlatą. Nie przebiegłem nawet kilometra od punktu kontrolnego, gdy poczułem złowróżbne mrowienie w mięśniach czworogłowych. Chwilę wcześniej minąłem kolejną osobę i teraz zastanawiałem się czy było to w ogóle potrzebne. Starałem się nie myśleć o trasie, która była jeszcze przede mną, skupiłem się tylko, aby równo pracować na podbiegu. Od początku liczyłem się z tym, że w końcu wyjdą braki treningu siłowego. Nie miałem jednak zamiaru składać broni, czekała mnie teraz walka z samym sobą.
Po pokonaniu podejścia, które uporczywie nie chciało się skończyć, z Hyrlatej nasz szlak prowadził do Roztok. Ten zbieg pamiętałem bardzo dobrze po majówkowym rekonesansie. Nie puściłem się jednak pędem w dół. Moje mięśnie wyraźnie odczuwały już skutki biegu, zbiegałem zatem trochę zachowawczo.


W Roztokach (34-ty km) dowiedziałem się, że jestem 10-tym zawodnikiem na trasie. Znów szybki pit stop i do góry. Podejście nr 5 prowadziło na Jasło. Przed biegiem myślałem, że będzie to najgorszy moment na trasie, ale okazało się inaczej. Było całkiem znośnie, krajobrazy uspokajały :) Ostatni fragment okazał się dość uciążliwy. Niby nie było stromo, tylko lekko do góry, ale jagody po kolana, a ścieżka nikła gdzieś w tym gąszczu. Trzeba się było przedzierać przez te chaszcze. Przed szczytem stała grupka kibiców i gdy tylko mnie zobaczyli zaczęli coś krzyczeć, dopingować. Nie było wyjścia - trzeba było poderwać się przynajmniej do truchtu. Potem już tylko zbieg do Przysłupia i ostatni punkt na 44-tym kilometrze.


Finalne podejście prowadziło na Małe Jasło, które wbrew swojej nazwie jest całkiem duże. Przy pokonywaniu tych metrów pomagała jednak świadomość, że jest to już ostatni wysiłek. Potem będzie już tylko w dół i upragniona meta. Przed szczytem znów natknąłem się na grupkę kibiców, “Dawaj, dawaj…” krzyczą z daleka. Żeby Was jasna cholera, znów musiałem truchtać do góry, bo inaczej nie daliby mi spokoju. Wśród tych “oprawców” dostrzegam Tomka z Olgą! Skąd oni się tu wzięli?! Przybijam z nimi “piątkę” i lecę dalej, mobilizacja jakby większa.


Czerwonym szlakiem w dół do Cisnej. Pomimo zmęczenia odczuwam radość z tego biegu. Gdyby ktoś przed startem zasugerował mi, że będę w pierwszej dziesiątce Mistrzostw Polski w UltraSkyrunningu to bym go zwyczajnie wyśmiał. Teraz, gdy do mety pozostawało już kilka kilometrów, czułem, że już tego nie oddam. Mniej więcej na kilometr przed metą spotykam kolejną grupkę osób. Kibicują mi, biją brawo, zagrzewają by nie odpuszczać. Wśród nich jest Marcin Świerc (Mistrz Polski w Długodystansowym Biegu Górskim), przybijam z nim “piątkę”, co jeszcze bardziej mnie nakręca.
Lecę w dół, “metę” już słychać. Na koniec muszę wdrapać się jeszcze po jakichś schodach, przebiegam mostek, ostatnie kilkaset metrów wśród dopingu kibiców i JEST!!!


Na mecie emocji nie było końca. Chyba nikt (poza Szymonem 😉) nie spodziewał się takiego zakończenia. Agnieszka tylko na mnie patrzy, nic nie mówi, ale jej twarz zdradza niedowierzanie. Okazuje się, że w swojej kategorii wiekowej jestem drugi i… nici z naszego szybkiego powrotu do domu. Wychodzi na to, że musimy zostać jeszcze na ceremonii wręczenia nagród.
Stado moich domowych dzików właśnie się powiększyło.


Statystyki z biegu:
Nr startowy: 1182
Kategoria: M30
Czas netto/brutto: 06:27:53.85 / 06:27:57.85
Miejsce Open/Men/Kategoria: 10/8/2
Tempo: 7:19 min/km

Poniżej link do Stravy:



Plan treningowy na maraton poniżej 3 godzin

“Gdy emocje już opadną…” warto porozmawiać o treningu :)
Wiele osób pytało mnie o trening przygotowujący do projektu “łamania trójki” w maratonie. Nie byłem autorem tego planu, korzystałem z wiedzy i doświadczenia dobrze obeznanych w temacie trenerów i biegaczy. Zmiany jakie dokonałem tyczyły się głównie miejsca wykonywania treningów, ale zacznijmy od początku.

IV Festiwal Biegu Rzeźnika - zapowiedź

Już 30 maja rozpocznie się IV Festiwal Biegu Rzeźnika. Impreza potrwa do 3 czerwca, a tysiące biegaczy będzie rywalizować w biegach górskich na dystansach od 10 do 140 kilometrów. Ekipa Rock&Run również wybiera się w tym czasie w Bieszczady, możecie więc być pewni naszych relacji z tego zakątka Polski.

ORLEN Warsaw Marathon 2018 - relacja część 2

W pierwszej odsłonie było trochę o przygotowaniach, trochę wyjaśniania i trochę ględzenia. Wydaje mi się, że było to potrzebne, żeby zaprezentować napięcie i klimat, które towarzyszyły nam przed startem. Nie przedłużając już jednak, zapraszam do drugiej części relacji z ORLEN Warsaw Marathon 2018 i mojej próby "łamania" trójki w maratonie.


ORLEN Warsaw Marathon 2018 - relacja część 1

Pięć miesięcy przygotowań, setki kilometrów przebiegane i dziesiątki godzin spędzonych na treningach. W końcu nadchodzi ten dzień kiedy czas sprawdzić co z tego wyszło. Następuje weryfikacja naszych działań, im dłuższy jest okres przygotowań, tym chyba większa presja przed startem. Zwłaszcza w przypadku, kiedy cel jest w zasięgu naszych możliwości, ale zapasu nie ma za wiele. Wówczas, każdy nawet najmniejszy błąd, czy przeszkoda (np. wiatr), może pokrzyżować nasze plany, zaważyć na naszym sukcesie.
Od Orlen Warsaw Marathon 2018 minęło już kilkanaście dni. Emocje już opadły, ale temat tego maratonu jest tak obszerny, że na jednym wpisie się nie skończy. Na początek zapraszam Was na relację z biegu, którą ze względu na jej długość podzieliłem na dwie części. W dalszej kolejności będziecie mogli przeczytać również o planie treningowym, z którego korzystałem podczas przygotowań.


Ciekawe aplikacje - Korony Gór

Wiosna zawitała już do nas na dobre. W takich okolicznościach przyrody trudno jest uzasadnić sobie, że powinniśmy zostać w domu na weekend. Jeżeli jednak nie masz pomysłu jaki obrać kierunek na swoją wycieczkę, albo szukasz nowego wyzwania na ten rok, z dużym prawdopodobieństwem zainteresuje Cię ten wpis.


Dzisiaj nie będzie ani o bieganiu, ani o wspinaniu. Dzisiaj chciałbym Wam przedstawić ciekawą aplikację, która może rozwiązać problem w doborze celów turystycznych na bardzo długi czas.

Korony Gór - to elektroniczny pamiętnik naszych górskich osiągnięć. W aplikacji możecie znaleźć dziesiątki gór położonych na terenie Polski, Słowacji i Czech, które pogrupowane są w tematyczne listy takie jak:

  • Korona Polski
  • Wielka Korona Tatr
  • Korona Ziemi Kłodzkiej
  • Korona Sudetów
  • Druga Korona Polski
  • Turystyczna Korona Tatr

Dla każdego szczytu podano krótki opis oraz podstawowe informacje topograficzne, a dzięki lokalizacji GPS użytkownik może potwierdzać swoje wejście na szczyt w czasie rzeczywistym.


Możliwe jest również dodanie wejść, których dokonało się wcześniej. W tym celu trzeba zarejestrować się na stronie:
i po zalogowaniu dodać swoje wejścia na konkretne szczyty.

Aplikacja posiada również zakładkę “W razie wypadku”, gdzie znajdziemy numery telefonów do służb ratowniczych nie tylko polskich, ale również słowackich i czeskich.


Chyba jedyna rzecz, która nie podoba mi się w aplikacji Korony Gór to interfejs, który mówiąc kolokwialnie, trochę zalatuje myszką ;) Warto jednak dodać, że aplikacja cały czas jest rozwijana, więc pewnie i na interfejs przyjdzie czas.

Należy jednak docenić autora za zgłębienie tematu szczytów należących do “Korony Gór Polski”. Oficjalnie “Korona Gór Polski” jest to lista najwyższych szczytów pasm górskich w Polsce, ale w rzeczywistości nie jest ona zgodna z podziałem fizyczno-geograficznym Polski. Znajdują się na niej takie szczyty jak: Rudawiec, Kowadło, Lubomir i Chełmiec, które według fizyczno-geograficznego podziału Polski prof. Kondrackiego, nie są najwyższymi szczytami wybranych pasm górskich.
Przypomina to trochę spory o najwyższy szczyt Europy. Warto jednak o tym pamiętać.

Korony Gór to aplikacja zdecydowanie godna uwagi. Pozwoli nam odkryć nowe miejsca, które niekoniecznie są znane i oblegane przez tłumy turystów. Jeżeli Tatry kojarzą Ci się głównie z Rysami i drogą do Morskiego Oka, a samo słowo góry kojarzą Ci się z tylko i wyłącznie Tatrami, to zdecydowanie warto sprawdzić tę aplikację i zmienić kierunek.

ORLEN Warsaw Marathon 2018 - zapowiedź

Ten rok jest wyjątkowy. Nie wiem tylko, czy to wyjątkowość tego roku nakręca wyjątkowe wydarzenia, czy jest może zupełnie odwrotnie. Jedno z tych wydarzeń będzie miało miejsce 22 kwietnia. Wówczas po raz pierwszy w swojej biegowej karierze stanę na starcie ulicznego maratonu. Może to wydawać się dziwne, zwłaszcza, że w zawodach na dystansie ultra biegam regularnie, ale tak jakoś wyszło.


Mpow MBH6 Cheetah - recenzja niedrogich słuchawek bluetooth

Biegać z muzyką czy bez? Temat ten wzbudza wiele kontrowersji i dzieli biegającą brać na dwa przeciwstawne obozy. Rzecz wydawałoby się błaha, a przede wszystkim indywidualna, a tu takie zamieszanie. Temat jest wbrew pozorom bardzo interesujący i po głębszym przeanalizowaniu okazuje się bardziej złożony niż może się wydawać. Dzisiaj jednak nie o tym chciałem napisać, dzisiaj zwracam się do osób, które z jakiegoś powodu biegają ze słuchawkami lub szukają interesujących słuchawek biegowych.
Nie jest to test nowego modelu słuchawek, który właśnie trafia na półki sklepowe. Jest to recenzja w stylu: “sprawdzone cały rok, w każdych warunkach”. Może właśnie takiego sprzętu szukasz?


Zimowy Janosik 2018 - okiem supportu

Niedzica Zamek… Klikałam na booking'u w poszukiwaniu ad hoc jakiegoś miejsca noclegowego. Zawsze zajmuje mi to sporo czasu, gdyż staram się przeanalizować miejsce pod każdym możliwym względem. Ważne by dostępny był jakiś aneks kuchenny lub przynajmniej czajnik elektryczny w pokoju, tak aby można było przygotować rano śniadanie. Tym razem było podobnie. Do biegu nie został nawet tydzień. Ostatecznie podjęliśmy decyzję, że jedziemy w piątek po pracy.

Zimowy Janosik 2018 - relacja z zawodów

Nie pamiętam co mną kierowało kiedy zapisywałem się na Zimowego Janosika. Prawdopodobnie nie było to nic szczególnego. Na ten bieg trafiłem na pewno przez Tomka, który we wrześniu ubiegłego roku “przeszedł do legendy” pokonując “legendarnego” Ultrajanosika. Takie entuzjastyczne działania w moim wykonaniu kończą się z reguły tym, że często nie wpisują się one do moich przemyślanych planów i obranych celów. Im bliżej było startu tym bardziej uświadamiałem sobie jak bardzo ta impreza burzy założenia i obrany plan treningowy. Kolokwialnie mówiąc, pasowała do nich jak przysłowiowa pięść do nosa.


Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger

Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com