O wspinaniu, bieganiu i podróżowaniu po świecie

Zimowy Janosik 2018 - okiem supportu

Niedzica Zamek… Klikałam na booking'u w poszukiwaniu ad hoc jakiegoś miejsca noclegowego. Zawsze zajmuje mi to sporo czasu, gdyż staram się przeanalizować miejsce pod każdym możliwym względem. Ważne by dostępny był jakiś aneks kuchenny lub przynajmniej czajnik elektryczny w pokoju, tak aby można było przygotować rano śniadanie. Tym razem było podobnie. Do biegu nie został nawet tydzień. Ostatecznie podjęliśmy decyzję, że jedziemy w piątek po pracy.

Początkowo liczyłam, że zdążymy odebrać pakiet przed zamknięciem biura zawodów w piątek, ale niestety, trochę za daleka droga, trochę za dużo mgły, a im bliżej Niedzicy - trochę za biało na drodze. Pozostało nam odebranie pakietu w sobotę rano. Założyliśmy, że godzina nam spokojnie wystarczy ;)
Przed nami w kolejce było 10 osób - niestety tylko jedno stanowisko do odbioru pakietów dla dystansu “45+” i niestety szło to baaaardzo wolno. Z każdą minutą frustracja części zawodników i ich osób towarzyszących była większa. Ostatecznie wbiegliśmy na start na dosłownie minutę przed 8.00. Zrobiłam Arkowi jedno zdjęcie i START!
Poczekałam kilka chwil, aż wszyscy ultrabiegacze przebiegną i sama biegiem wracałam do samochodu, mając skostniałe ręce - przy minus 15 stopniach C nawet grube rękawiczki nie pomagały. Wyjeżdżając z Niedzicy w kierunku pierwszego punktu w Dursztynie mijałam kilku zawodników, którzy dopiero startowali. Pewnie założyli jeszcze krótszy czas na odbiór pakietu ;)



Do Dursztyna zajechałam ok. 8:30. Widoki po drodze były przepiękne, widać było całe Tatry :) Zatrzymałam się przy OSP i postanowiłam pozakładać na siebie dodatkową warstwę ubrań, zjadłam śniadanie i wyszłam z samochodu. Nawet nie wiem kiedy, ale pani obsługująca punkt dała mi do trzymania listy do spisywania numerów zawodników, wręczyła mi taśmę oznaczającą i kazała zawiązywać na słupach. No dobra, pomóc mogę ;) Co prawda trochę zdziwiło mnie tak późne przygotowywanie i też zdziwienie kobiety, gdy organizator ok. 9:00 krzyknął, że biegnie pierwszy zawodnik. No przecież to 12 km to godzina dla najlepszego to w sam raz. Kobieta z punktu kazała mi stać na rozdrożu i kierować wszystkich w dół do punktu, a następnie z powrotem do góry i w prawo na dalszą część trasy. Kazała też pilnować by wszyscy stawili się na punkcie, bo ona tam będzie spisywać numery. Powiedziałam, że chwilę mogę postać, ale jedynie do czasu aż Arek przybiegnie na punkt. Miała szczęście… bo nie wiedzieć czemu Arka nie było i nie było. Pomyślałam sobie, że Arek traktuje ten bieg treningowo, ale mimo wszystko, dochodziła druga godzina. Zaczęłam do niego dzwonić, nie odebrał, ale sygnał był, więc mnie to uspokoiło, bo jeśli coś by się stało to by zadzwonił. W końcu się pojawił, był prawie na końcu stawki. Zbiegliśmy razem do punktu by mogli spisać jego numer.
Arek był zły, zgubił trasę i nadrobił około 6 km! Zaczęliśmy szukać kogoś kto spisuje numery, okazało się, że nikt tego nie robił! A ja jak głupia każdego informowałam, że tak będzie… Sorry biegacze :(
Arek jeszcze bardziej wściekły ruszył na trasę dalej. Sama byłam zła, a jednocześnie podziwiałam Arka, że nie zrezygnował z dalszego biegu.
Zebrałam się i pojechałam na kolejny punkt - Trybsz. I tu organizacja pełna klasa :) Szybka weryfikacja sprzętu obowiązkowego, potem gorąca herbata, jakieś inne smakołyki. Byłam strasznie przemarznięta, bo stałam na pierwszym punkcie na rozdrożu 1,5h, chyba było to po mnie widać, bo pani organizator z punktu nawet mi gorącą herbatę z miodem przyniosła :) Gdy tylko doszłam do siebie kontynuowałam kibicowanie wszystkim zawodnikom i wypatrywałam Arka. Wyszłam mu naprzeciw, dobiegłam z nim na punkt, tam szybka wymiana bidonów, Arek odbił numer, pokazał, że ma folię NRC i ruszył dalej. A ja na kolejny punkt - na Przełęcz nad Łapszanką.



Jeśli ktoś z Was będzie w pobliżu Niedzicy, koniecznie odwiedźcie to miejsce, szczególnie gdy będzie piękna pogoda, a taka była. Widać tu całą panoramę Tatr - było tu przepięknie. Słońce świeciło i mimo że było zimno to aż żal było mi siedzieć w samochodzie. Wypatrywałam zawodników, każdemu klaskałam, niektórym przybijałam piątkę :) Kilku zdziwiło się, że widzi mnie już dziś po raz trzeci ;) Tu spotkałam też kilku fotografów, którzy robili zdjęcia biegaczom na tle Tatr. Na tym punkcie można też było spotkać trochę kibiców - głównie żony z dziećmi, którzy kibicowali biegnącym ojcom. Był też jeden chłopak, który supportował swoją biegnącą na 45+ partnerkę :) I byłam ja :D By nie zmarznąć wchodziłam na górkę i schodziłam. W końcu zobaczyłam Arka z oddali, pokazał mi, że mam biec na punkt. Dogonił mnie, wypił trochę wody, wyrzucił śmieci po żelach, wziął pełny bidon i ruszył dalej. Kilka sekund i tyle go widziałam ;) No i znów, zebrałam swoje manatki, do samochodu i na kolejny punkt.
W samochodzie odczytałam smsa od Tomka, który skończył swój pierwszy bieg górski na 10 km i zajął w nim 13 miejsce w kategorii OPEN! Umówiliśmy się na następnym punkcie w Łapsze Niżne - zatem grono kibiców Arka zwiększy się do 4 osób: Tomek z Moniką i Tosią oraz ja - kibic i support team w jednym ;).
Gdy cała ekipa się stawiła chcieliśmy wspólnie bić brawo zawodnikom i kibicować im, ale… trochę chyba nie wypadało, bo zagłuszała nas… orkiestra pogrzebowa. Ostatni punkt kontrolny usytuowany był koło kościoła i kaplicy pogrzebowej. Miny zawodników wbiegających i słyszących marsz pogrzebowy na 38 km swojego biegu - były bezcenne.
Pojawił się Arek, nastąpiła wymiana motywujących “piątek”, zamiana bidonów i ruszył na ostatnie 10 km. Na swoim zegarku miał już wtedy 44 km. Z rodzinką Tomka ustaliliśmy, że widzimy się na mecie w Niedzicy. Oni już tam byli dzisiaj rano, ja musiałam się kilku osób dopytać jak tam trafić. Pech chciał, że nie wszystkie osoby wskazały mi dobrą drogę, co spowodowało, że miałam dodatkowy spacer po schodach i tamie :)



W końcu, gdy dotarłam do maszynowni, gdzie była meta, wbiegał właśnie 11-ty zawodnik Arka dystansu. W Łapszach Niżnych Arek był 55-ty, zatem jeszcze trochę czasu musiało upłynąć do jego przybycia. W końcu się doczekaliśmy i to nawet szybciej niż myśleliśmy - na tych ostatnich kilometrach udało mu się wyprzedzić jeszcze 12 osób ze swojego biegu i ostatecznie Arek zajął 43 miejsce.

Generalnie szacun! Na pierwszym punkcie był pod trzysetne miejsce… Na drugim 184, na Przełęczy w Łapszance - 77, a na ostatnim punkcie kontrolnym 55-ty. Zatem na przestrzeni ok. 35 km Arek wyprzedził jakieś 250 osób. WOW!!! Jeszcze raz ogromne gratulacje!
Podsumowując, był to dla nas - dla Arka i dla mnie jako supportu, duży sprawdzian i charakteru, i zgrania na punktach. Mamy trochę nowych doświadczeń i przemyśleń na przyszłość. Jedno jest pewne - następnym razem w Niedzicy nie będziemy odbierać pakietu startowego rano przed biegiem ;) a na sam bieg pojedziemy chyba dzień wcześniej - by wszystko było na większym luzie.


0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger

Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com