Zacząłem biegać późno, a wszystko przez wspinanie.
Otóż swoją przygodę z bieganiem zacząłem, aby poprawić kondycję by szybciej poruszać się w górach. Mieszkałem już wówczas w Warszawie i mimo iż biegać nie lubiłem, wiedziałem, że będę miał z tego wysiłku realną korzyść. Był to zatem środek do osiągnięcia celu, a nie cel sam w sobie.
Taka strategia się sprawdzała, miałem coraz lepszą kondycję przez co łatwiej było mi przekonać się do kontynuowania treningów biegowych. Choć miały one raczej charakter okresowy niż stały.
W końcu dałem namówić się na udział w biegu. Nie miał być to jednak zwykły bieg uliczny, tylko górski - zapowiadała się wielka przygoda. Moim pierwszym oficjalnym biegiem, w którym brałem udział był... Bieg Rzeźnika na dystansie 78 km :)
Biegi górskie rządzą się jednak swoimi prawami, a wcześniejsza działalność outdoorowa dawała mi nadzieję na zrealizowanie tego celu. Cel osiągnąłem, a chętnych do zapoznania się z tą historią zapraszam do tego wpisu.
W miarę upływu czasu, bieganie, głównie poprzez uczestnictwo w biegach górskich, zaczęło coraz bardziej mi się podobać. Na pewno duży wpływ na to miała wyjątkowa atmosfera podczas tych imprez oraz stosunkowo kameralna obsada takich biegów. Gdy dodamy do tego bezpośredni kontakt z naturą, np. kiedy biegnie się nocą po bieszczadzkich połoninach, wychodzi z tego wybuchowa mieszanka emocji i przeżyć, które nie dają o sobie łatwo zapomnieć.
Biegi uliczne to już zupełnie inny świat. Świat, do którego jest mi daleko i w którym nie zamierzam zatrzymywać się na dłużej, ale...
Zbiegiem okoliczności ostatniej jesieni wspinanie musiałem odstawić na boczne tory. Miałem możliwość realizowania treningów biegowych i wówczas zakiełkował mi pomysł, aby spróbować przygotować się do klasycznego maratonu. Żeby jednak dobrze zmobilizować się do pracy postawiłem sobie konkretny cel - złamać 3 godziny w maratonie!
Do biegu pozostał już niecały miesiąc, a ja po 4 miesiącach intensywnych treningów jestem na ostatnim etapie przygotowań. Czy jestem gotowy? Tego nie wiem, wątpliwości nie brakuje. Wiem tylko tyle, że na 22 kwietnia na Orlen Warsaw Marathon czeka mnie niezła "walka".
Trzymajcie kciuki!
0 komentarzy:
Prześlij komentarz