O wspinaniu, bieganiu i podróżowaniu po świecie

Info.News

Na blogu ucichło nie bez powodu. Winny jestem krótkie wyjaśnienia, dlatego nadrabiam zaległości. Jak mówi przysłowie: raz na wozie, raz pod wozem. Okres przygotowawczy do maratonu przetrwałem bez większych problemów. Bieg poszedł mi bardzo dobrze i kiedy powoli myślałem już o kolejnych wyzwaniach, życie postanowiło wylać na mnie wiadro zimnej wody.


Do tej pory udawało mi się skutecznie unikać kontuzji. Czasami zdarzały się drobne urazy, ale nigdy nie trwało to długo. Nie pamiętam też żebym kiedykolwiek musiał z tego powodu robić przerwę w treningach. Niestety pokłady szczęścia po maratonie zostały wyczerpane. Na jednym ze spokojnych wybiegań, w głupi (a jakże by inaczej) sposób uszkodziłem sobie mięsień piszczelowy przedni. Uraz ma charakter mechaniczny i doskwiera mi w zasadzie wyłącznie podczas biegania. Diagnoza - 6-8 tygodni przerwy.

Wszystkie pomaratońskie plany dały w łeb. Z zaplanowanych startów, o których pisałem trzeba było zrezygnować. Początkowo nie mogłem tego odżałować, forma była dobra, a co zatem idzie duża szansa na dobre wyniki. Nie ma jednak co gdybać, bo jak to mówią: Co zrobisz jak nic nie zrobisz? Wyciągnąłem rower z piwnicy, przetarłem z niego kurz i ruszyłem z treningiem zastępczym.

I co dalej? Ciągle liczę, że na Rzeźnika się wykuruje, dlatego nie wykreślam tego startu z kalendarza. Przyszły tydzień będzie kluczowy, zobaczymy co pokażą badania. Póki co skupiam się na rehabilitacji i ćwiczeniach. Trzymajcie kciuki!

2 komentarze:

  1. Rzeźnik musi być! Z całych sił trzymamy kciuki! Ja już formę na bycie super supportem robię 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Aro! Zdrówka!
    Też się zastanawiałem co tak cicho u Was ostatnio. Teraz już wiem. Trzymam kciuki za szybki powrót do treningów! 😉 Pozdrowienia / TR

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger

Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com