Do tej pory udawało mi się skutecznie unikać kontuzji. Czasami zdarzały się drobne urazy, ale nigdy nie trwało to długo. Nie pamiętam też żebym kiedykolwiek musiał z tego powodu robić przerwę w treningach. Niestety pokłady szczęścia po maratonie zostały wyczerpane. Na jednym ze spokojnych wybiegań, w głupi (a jakże by inaczej) sposób uszkodziłem sobie mięsień piszczelowy przedni. Uraz ma charakter mechaniczny i doskwiera mi w zasadzie wyłącznie podczas biegania. Diagnoza - 6-8 tygodni przerwy.
Wszystkie pomaratońskie plany dały w łeb. Z zaplanowanych startów, o których pisałem trzeba było zrezygnować. Początkowo nie mogłem tego odżałować, forma była dobra, a co zatem idzie duża szansa na dobre wyniki. Nie ma jednak co gdybać, bo jak to mówią: Co zrobisz jak nic nie zrobisz? Wyciągnąłem rower z piwnicy, przetarłem z niego kurz i ruszyłem z treningiem zastępczym.
I co dalej? Ciągle liczę, że na Rzeźnika się wykuruje, dlatego nie wykreślam tego startu z kalendarza. Przyszły tydzień będzie kluczowy, zobaczymy co pokażą badania. Póki co skupiam się na rehabilitacji i ćwiczeniach. Trzymajcie kciuki!
Rzeźnik musi być! Z całych sił trzymamy kciuki! Ja już formę na bycie super supportem robię 😉
OdpowiedzUsuńAro! Zdrówka!
OdpowiedzUsuńTeż się zastanawiałem co tak cicho u Was ostatnio. Teraz już wiem. Trzymam kciuki za szybki powrót do treningów! 😉 Pozdrowienia / TR