O wspinaniu, bieganiu i podróżowaniu po świecie

Finsteraarhorn - runda 3

Kiedy dwa lata temu przemierzałem lodowiec Fieschergletscher po nieudanej próbie wejścia na Finsteraarhorn, byłem niemal pewny, że nigdy już tutaj nie wrócę. W końcu ile razy można jeździć w jedno miejsce by wejść na jakąś tam górę? O ile sama góra może się podobać to już sama okolica za przyjemną uchodzić zdecydowanie nie może. Bardzo długie podejście, które ciągnie się kilometrami po nieprzyjemnym lodowcu. Sama zaś wspinaczka na Finsteraarhorn też żadnej chwały nie przynosi. Projekt przeniosłem zatem do archiwum.
Finsteraarhorn na horyzoncie po lewej

Wszystko się jednak zmieniło, gdy w rok później razem z Agnieszką i Tomkiem wybraliśmy się na pokaz filmów z cyklu Reel Rock Tour. W repertuarze na 2016 rok znalazł się m.in. film Boys in the Bugs. Po seansie tego filmu wiedziałem, że będę musiał wrócić do Szwajcarii, żeby dokończyć temat.
W 2015 roku, chyba nikt z nas nie myślał już o powrocie pod Finstera. Z górami jest jednak tak, że im dalej od nich jesteśmy tym piękniejsze się nam wydają. Szybko zapomina się o trudach i wyrzeczeniach, jakie musimy ponieść na takim wyjeździe. Zapewne nikogo zatem nie zaskoczę pisząc, że chłopaków do tego wyjazdu namawiać nie musiałem. Dodatkowo prognozy dla Alp Berneńskich na połowę października zapowiadały się wyśmienicie. Nie było zatem żadnej wymówki, musieliśmy jechać.
finster-8.jpg
Początek lodowca  Fieschergletscher
W środę, 11 października w godzinach popołudniowych, razem z Tomkiem ruszyliśmy z Warszawy w kierunku Wrocławia, gdzie do ekipy miał dołączyć Maciek. Stamtąd już w trójkę udaliśmy się w kierunku Szwajcarii. Po 12 godzinach i przejechaniu blisko 1 200 km zameldowaliśmy się na parkingu w Fieschertal. Podczas śniadania zrobiliśmy finalny przepak plecaków. Aby zmobilizować się do forsownego marszu przez lodowiec postanowiliśmy nie zabierać ze sobą mat. Optymistycznie założyliśmy, że musimy dotrzeć do schronu w jednym podejściu :) Co prawda drogę tę pokonywaliśmy już dwukrotnie i jeszcze nigdy się nam to nie udało, przekonany jednak byłem, że jest to możliwe.
Około 10.30 ruszyliśmy na szlak. Ścieżka w pierwszej części jest dobrze widoczna i oznakowana. Prowadzi ona jednak do schroniska Burghutte, dlatego po przejściu ok 1,5 km trzeba z niej zejść na niezbyt widoczną ścieżynę. Drogę mamy jednak dobrze “obcykaną”, poruszamy się sprawnie i po niecałej godzinie zejście na lodowiec mamy już za sobą.
finster-2.jpg
Podczas podejścia do schronu
W odróżnieniu od wcześniejszych naszych wizyt pod Finsterem, tegoroczną “próbę” wyróżniały dwie rzeczy: pogoda i brak “pudła”. Do aury mieliśmy niesamowitego farta. Przyznam szczerze, że chyba nigdy w wysokich górach nie przytrafiły mi się tak dogodne warunki jak tym razem. Przez trzy dni oprócz słońca mieliśmy zupełny brak wiatru. Żadnych podmuchów, totalna cisza, nic. Nawet na grani było bezwietrznie. Kilka razy odnosiłem wrażenie, że zaraz musi się coś wydarzyć, ta cisza była jakoś tak dziwnie nienaturalna. Przechodząc zaś do kwestii “pudła”. Jak zapewne większość z Was wie, każdy lodowiec “żyje” własnym życiem. Te w Alpach w ostatnich latach dość intensywnie się kurczą, przez co przejście ich może wymagać wyszukania w każdym sezonie nieco innej drogi. O ile w ubiegłych latach za każdym razem musieliśmy trochę błądzić w poszukiwaniu obejścia szczelin, tak tym razem wszystkie nasze decyzje okazywały się strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu nasz cel, czyli schron przy Finsteraarhorn Hut osiągnęliśmy już po około 9 godzinach od startu. Dotarliśmy zatem dużo szybciej niż początkowo zakładaliśmy.
finster-3.jpg
Na lodowcu Fieschergletscher
Umówiliśmy się, że następnego dnia wstajemy rano i wychodzimy w kierunku szczytu, a decyzję czy idziemy na górę będziemy podejmować na bieżąco. Wyjście aklimatyzacyjne i tak mieliśmy w planach, więc niewiele się to różniło od naszych wcześniejszych założeń.
Rano nie czułem się najlepiej. Nocy nie przespałem za dobrze, chłopaki też z resztą narzekali na sen. Wyszliśmy jednak zgodnie z planem. Początkowo mój organizm dawał mi ewidentne znaki, że on na temat tego wyjścia ma zupełnie inne zdanie i że nie zamierza brać w tym wszystkim udziału. Z każdym pokonywanym metrem było jednak coraz lepiej, wewnętrzna opozycja powoli dawała za wygraną, a o wschodzie słońca zupełnie złożyła broń.
finster-4.jpg
Wspinaczka w kierunku szczytu
Na zboczach śniegu nie było dużo, ale szlak, szczęśliwym trafem, mieliśmy dodatkowo przetorowany. Wyśmienita pogoda cały czas się utrzymywała. Wiatru nie było, a słońce przyjemnie nas ogrzewało. Na przełęczy pod granią (ok. 4 085 m n.p.m.) byliśmy o 10 rano. Od szczytu dzieliło nas już tylko 200 metrów przewyższenia. Grań nie należy do trudnych, chociaż z pewnością nie jest to miejsce dla przeciętnego turysty. Nie ma tu wyznaczonego szlaku, jest za to dużo zwietrzałej skały i strome zbocze, po którym można zjechać kilkaset metrów niżej. Generalnie trzeba się trochę powspinać ;)
Na szczycie zameldowaliśmy się kwadrans przed południem. Widoki mieliśmy wyśmienite. Żaden z nas nie ukrywał radości. W końcu udało się nam tutaj dotrzeć. Dodatkowo mogliśmy podziwiać wspaniałe alpejskie panoramy - na horyzoncie majaczył Matterhorn i Eiger.
finster-5.jpg
Na szczycie
Na szczycie spędziliśmy jakieś pół godziny po czym zaczęliśmy schodzić w kierunku przełęczy, później zaś po śladach do schronu. Zejście było trochę uciążliwe, słońce wyraźnie roztopiło śnieg na podejściu przez co kleił się on do butów zaskakująco skutecznie. Nawet “antysnowy” na rakach niespecjalnie dawały sobie z nim radę. Cała akcja “od drzwi do drzwi” zajęła nam równe 10 godzin.
Wieczorem zaś rozłożyliśmy się na platformie przed budynkiem schronu i podziwialiśmy zachód słońca pośród górskiego krajobrazu. Później zaś rozmawiając “o życiu” wyczekiwaliśmy pojawienia się gwiazd na nocnym niebie. Następnego dnia wyruszyliśmy w drogę powrotną. Przemierzając lodowiec Fieschergletscher zastanawiałem się czy tym razem już na pewno tutaj nie wrócę...
finster-6.jpg
Przed wschodem słońca
Podsumowując można powiedzieć, że tym razem los postanowił wynagrodzić nas za naszą wytrwałość. Warunki pogodowe mieliśmy wymarzone. Skutecznie wykorzystaliśmy nasze doświadczenie i znajomość regionu, dzięki czemu udało się nam ominąć różne pułapki czyhające na lodowcu. Misję zatem wykonaliśmy wzorowo. Teraz nadszedł czas by rozejrzeć się za jakimś nowym celem… :)
finster-7.jpg
Alpejskie panoramy





Finsteraarhorn (4 274 m n.p.m.) to najwyższy szczyt Alp Berneńskich oraz trzeci pod względem wybitności (2 280 m) szczyt w Alpach. Leży w Szwajcarii, na granicy kantonów Berno i Valais. Jest najwyższym szczytem kantonu Berno i zarazem najwyższym szczytem Alp leżącym poza głównym łańcuchem. W 2001 r. cały masyw Finsteraarhornu wraz z okolicznymi lodowcami został wpisany na listę światowego dziedzictwa. Wierzchołek można zdobyć ze schroniska Finsteraarhornhütte (3 048 m). Szczyt otaczają lodowce Fieschergletscher na zachodzie, Unteraargletscher i Oberaargletscher na wschodzie oraz Unterer Grindelwaldgletscher na północy. Pierwszego wejścia dokonali Jakob Leuthold i Johann Währen 10 sierpnia 1829 r.

źródło: Wikipedia

Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger

Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com