O wspinaniu, bieganiu i podróżowaniu po świecie

I Nocny Maraton Rzeźnika - relacja z zawodów

Krótka historia z Nocnego Maratonu Rzeźnika, czyli o tym jak niespodziewanie trafiłem w Bieszczady, co można spotkać biegając po nocy w bieszczadzkich lasach oraz o samym biegu, który w tak nieoczekiwanie się dla mnie zakończył.

Informacje o biegu
Nazwa: I Nocny Maraton Rzeźnika
Data: 2017-06-16
Miejsce: Bieszczady, start w Cisnej meta w Polańczyku
Dystans: ok. 40 km
Suma podbiegów/zbiegów: +1218 m/D-1319 m
Nie planowałem startu w Nocnym Maratonie Rzeźnika (NMR), jednak po kwietniowych zawodach w Srebrnej Górze poczułem wielką chęć ponownie gdzieś wystartować. Przemawiał za tym również fakt, że od wizyty w Górach Bardzkich wpadłem w amok treningowy. W przeciwieństwie do poprzedniego biegu, miałem już coś wybiegane. Oczywiście świadomy byłem, że nie można brać tego za poważne przygotowanie, niemniej było to “coś”, a jak wiadomo lepsze “coś” niż “nic”.
W międzyczasie okazało się, że planowany przeze mnie start w jesiennym Ultramaratonie Bieszczadzkim znowu przejdzie mi koło nosa, ze względu na zbieżność terminów z inną, niekoniecznie biegową imprezą. Postanowiłem poprosić Mirka Bienieckiego, z Fundacji Biegu Rzeźnika, o transfer pakietu na inny bieg, a że bardzo miło wspominam zeszłoroczne nocne bieganie po Bieszczadach w ramach Rzeźnika Ultra, padło na Nocny Maraton Rzeźnika. Po kilku dniach nerwowego oczekiwania otrzymałem pozytywną odpowiedź na moją prośbę. Nie pozostawało mi zatem nic innego jak znalezienie noclegu w okolicach Cisnej.
nmr-0.jpg
Biegowy stuff już czeka
W  Bieszczady udałem się oczywiście w towarzystwie mojej pani “manager”, która chyba podobnie jak ja, nie mogła doczekać się tego nocnego biegu. Zapowiadała się bowiem bardzo ciekawa przygoda.
W tym roku odbyła się już trzecia edycja Festiwalu Biegu Rzeźnika. Impreza trwała 7 dni i poza biegiem tytularnym organizatorzy zorganizowali aż 12 innych, m. in. odbyła się pierwsza edycja Nocnego Maratonu Rzeźnika.
Start zaplanowany był w Cisnej 16 czerwca o godzinie 0:01. W tym samym czasie na trasę ruszyli również zawodnicy: Dwumaratonu i Rzeźnika Ultra (na dystansie 140 i 160 km). Meta NMR usytuowana była w Polańczyku, natomiast uczestnicy pozostałych biegów mieli tam swój punkt odżywczy. Trasę Nocnego Maratonu Rzeźnika możecie zobaczyć poniżej.
Trasa biegu (kliknij aby powiększyć)
Profil trasy (kliknij aby powiększyć)
nmr-1.jpg
W oczekiwaniu na start
Zawsze kiedy mam zaplanowany start na późną (tj. nocną lub poranną) godzinę obiecuję sobie, że uda mi się przespać choć kilka godzin. W praktyce jednak, chyba nigdy mi się to nie udało. Nie inaczej było i tym razem. Gdy zjawiliśmy się w Cisnej na Orliku trwało już spore zamieszanie. Zawodnicy przypominali trochę zamknięte w klatce dzikie zwierzęta. Na szczęście nie musiałem długo czekać na wystrzał startowy.
nmr-2.jpg
Tuż przed startem
Huk z legendarnej już strzelby dał sygnał do startu i razem z jego odgłosem uleciały też te wszystkie napięcia towarzyszące mi od dłuższego czasu. Dość szybko rozum podpowiedział, że jak zwykle zacząłem biec za szybko. Przełączyłem ekran w zegarku na monitor tętna i zweryfikowałem sytuację z przedstartowymi założeniami. Dość szybko minąłem kilka osób i zacząłem biec samotnie nie wiedząc za bardzo, na której jestem pozycji, bo gdy zbiegliśmy z szosy w Cisnej droga zaczęła kluczyć po ciemnych bieszczadzkich lasach. Za mną biegła mała grupa pościgowa, której odgłosy co jakiś czas do mnie dochodziły.
nmr-5.jpg
Szef i jego strzelba
W pewnym momencie zauważyłem, że ktoś biegnie w moją stronę i krzyczy, że nie jesteśmy na trasie. Zatrzymałem się, za mną również osoby z wyżej wspomnianej grupy i zaczęliśmy weryfikować nasze położenie. Nauczony doświadczeniem z kwietniowego biegu, tym razem nie dałem się zaskoczyć i miałem wgrany ślad do zegarka. Faktycznie okazało się, że zboczyliśmy kilka metrów z trasy i trzeba było zawrócić. Od tego momentu biegłem już z ciągle włączoną nawigacją, która niejednokrotnie uchroniła mnie później przed ponownym zbłądzeniem.
Gdy wróciliśmy na trasę okazało się, że jesteśmy już bardzo blisko pierwszego punktu kontrolnego w Łopience (10 km). Tam czekała na mnie, mocno zdziwiona zastaną sytuacją, Agnieszka. Okazało się bowiem, że przede mną jest tylko jeden (!) zawodnik. Nie zatrzymując się nawet na chwilę kontynuowałem bieg, a przed nami był teraz najdłuższy podbieg na Korbanię (894 m n.p.m.), wiedziałem, że może być to szansa by odskoczyć trochę od reszty stawki.
Tak też faktycznie się stało, nie udało mi się zgubić tylko Tomka Dejasa, z którym biegłem prawie do samego końca.
nmr-7.jpg
Na trasie Nocnego Maratonu Rzeźnika
Nie jestem w stanie opisać co jest w tym nocnym bieganiu, że jest ono dla mnie takie ekscytujące. Faktem jest, że podoba mi się to bardzo i jeżeli ktoś nigdy nie próbował to zdecydowanie polecam. Żeby uspokoić co po niektórych od razu dodam, że przez całą noc nie spotkaliśmy wilków ani duchów błąkających się po bieszczadzkich lasach. Dwukrotnie umknął przed nami tylko lis i to by było na tyle. Wydaje mi się, że byliśmy za głośni by natknąć się na jakąś większą zwierzynę.
Na punkcie odżywczym w okolicy Radziejowej (21 km) zatrzymałem się tylko na chwilę by napić się wody. Nie miałem informacji jaką przewagę mamy nad pozostałymi zawodnikami. Poza tym nie miałem realnej potrzeby, aby się zatrzymywać. Kilometry szybko uciekały i nim się zorientowałem zbiegaliśmy już do Bereźnicy Wyżnej (29 km).
nmr-6.jpg
Na trasie Nocnego Maratonu Rzeźnika
Przed nami był już ostatni odcinek i powoli zaczynałem odczuwać braki mocy. Na domiar złego, na podejściu na Wierchy (31 km), zaczęły łapać mnie delikatne skurcze w mięśniach czworogłowych. Postanowiłem nieco zwolnić, wiedziałem, że przy próbie utrzymania bieżącego tempa mogę przeszarżować. W tym momencie Tomek zdobył nade mną kilkadziesiąt metrów przewagi i tak biegliśmy już do samego Polańczyka. W mieście trasa prowadziła krętymi uliczkami i szybko straciłem go z oczu. Postanowiłem przyspieszyć, pachniało już metą, przestałem kalkulować tylko po prostu puściłem się biegiem. Od czasu do czasu spoglądając na zegarek, bo miałem problemy w odnajdywaniu tasiemek oznaczających trasę.
Ostatecznie na metę wbiegłem jako drugi zawodnik, wszyscy zaczęli mi gratulować, a ja nie do końca wiedziałem jak to wytłumaczyć. Okazało się, że Tomek biegnąc przede mną zgubił trasę, wbiegając w niewłaściwą ulicę. Zatem swoją drugą pozycję zawdzięczam trochę szczęśliwemu (dla mnie) zbiegowi okoliczności. Tomek chyba niespecjalnie przejął się całą sytuacją. Jak sam później stwierdził “Gdyby nie ty, ja ciągle biegałbym po tych lasach…”
nmr-4.jpg
Pierwsza “trójka” na mecie
Tutaj linki do statystyk biegu i wyników.


PS. Nieoczekiwanie musieliśmy zostać w Bieszczadach dzień dłużej…
nmr-9.jpg
Podczas ceremonii wręczenia nagród

PPS. Zakup drogiego zegarka z GPS’em zwrócił się jednego dnia ;)

Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger

Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com