O wspinaniu, bieganiu i podróżowaniu po świecie

II BIEG RZEŹNIKA ULTRA - relacja z zawodów

Do startu w Rzeźniku Ultra zostałem poniekąd zmuszony. Plan na 2016 był taki, aby ponownie pobiec w Rzeźniku i poprawić zeszłoroczny wynik. Niestety mój partner w ostatniej chwili zrezygnował z biegu. Gorączkowe próby znalezienia zmiennika nie powiodły się. Pomysł by wystartować “z kimś nowym” od razu odrzuciłem. Z wielkim rozczarowaniem odstawiłem więc projekt “Rzeźnik” na półkę.

Informacje o biegu
Nazwa: II Bieg Rzeźnika Ultra
Data: 2016-05-21
Miejsce: Bieszczady, start w Cisnej meta w Zubeńsku
Dystans: 100 km
Suma podbiegów/zbiegów: +4500 m/-4500 m
Sytuacja jednak nie dała mi spokoju i kilka dni później przyszedł mi do głowy szalony pomysł, aby spróbować swoich sił w Rzeźniku Ultra. Tematu długo nie rozważałem tylko od razu wysłałem zgłoszenie na bieg, a w związku z tym, że nie ma tak wielu “szaleńców” na bieganie XXX km po Bieszczadach od razu dostałem potwierdzenie wpisania na listę uczestników. W tym momencie pozostało mi tylko przygotować się do tego wyzwania na miarę moich możliwości.
Te ostatnie obarczone były jednak sporymi ograniczeniami. O ile motywacji do treningu mi nie brakowało i regularnie przebiegałem zakładane kilometry, to problemem okazała się forma treningu. W marcu wyjechałem na kilkutygodniowe zlecenie, gdzie teren po horyzont był płaski jak stół. Miałem więc uzasadnione obawy, czy uda mi się dostatecznie przygotować do Rzeźnika.
Czas do startu minął błyskawicznie i zanim się spostrzegłem był już maj i trzeba było się szykować do wyjazdu w Bieszczady. Na zawody pojechałem z Agnieszką, która jak zwykle zapewniła mi profesjonalny support.
Warto tutaj wspomnieć o jednym wydarzeniu, które “wstrząsnęło” całym rzeźnickim festiwalem. Mianowicie na jakieś 48 godzin przed startem Rzeźnika Ultra, organizator zawodów poinformował o przymusowej zmianie trasy ze względu na brak zgody na organizację biegu na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Nieszczególnie się tym jednak przejąłem, nie miałem w planach bicia żadnych rekordów. Ponadto padło zapewnienie, że długość i charakter trasy zostanie zachowany. Tak czy owak atrakcje miałem więc zapewnione. Z tego faktu niezadowolona była jednak Agnieszka, która wcześniej zaplanowała już sobie dojazdy na punkty kontrolne.
Trasa biegu Rzeźnika Ultra obejmowała dwa warianty: 100 km (+4500/-4500 m) oraz 140 km (+6300/-6300 m).
Trasa biegu na 100 km (kliknij aby powiększyć)

Profil trasy na 100 km (kliknij aby powiększyć)
Do biegu na obydwu trasach zgłosiło się 507 osób. Limit na pokonanie tras wynosił: 20 godzin 30 minut dla 100 km oraz 24 godziny dla 140 km.
W planach miałem zamiar pokonanie dłuższego wariantu, niemniej zapis w regulaminie umożliwiał ukończenie biegu na 100 km i kwalifikacje na krótszym dystansie. Był to swego rodzaju “wentyl bezpieczeństwa” na wypadek gdyby coś poszło nie tak lub gdyby cel okazał się zbyt wymagający.
Na bieg przyjechaliśmy standardowo dzień przed zawodami, aby spokojnie przygotować się do startu. W międzyczasie opublikowana została trasa biegu, Agnieszka wyszukiwała optymalną drogę dojazdu na punkty odżywcze, a ja przygotowywałem ekwipunek i próbowałem się zrelaksować. To ostatnie nie wychodziło mi w żaden sposób.
bru100-1.jpg
Przed startem
Na trasę Rzeźnika Ultra wystartowaliśmy 21 maja o godzinie 22.00. Po raz pierwszy biegałem nocą po Bieszczadach i muszę przyznać, że było to bardzo ekscytujące. Na pierwsze “danie” dostaliśmy podbieg na Jasło (1153 m n.p.m.) i już wtedy wiedziałem, że dotarcie do mety będzie nie lada wyzwaniem. Potem “podano” Fereczatą (1102 m n.p.m.) i Rabią Skałę (1199 m n.p.m.). Zatoczyliśmy pętlę i pobiegliśmy do punktu odżywczego “Jaworzec”, gdzie czekała już na mnie Agnieszka. Zegarek wyświetlał godzinę 5 rano i ponad 50 km na liczniku. Na miejscu zmieniłem koszulkę, zjadłem trochę ryżu z jabłkami i znów byłem na trasie. Czułem się dobrze i choć mięśnie nóg powoli dawały o sobie znać, do głowy mi nie przyszło, co może się wydarzyć na następnym punkcie kontrolnym.
Trasa tymczasem poczęstowała nas kolejnym podbiegiem, tym razem na Czereninę (981 m n.p.m.) i Falową (968 m n.p.m.), z której zbiegliśmy do Dołżycy, tylko po to, by zacząć kolejne podejście na końcu którego był Łopiennik (1069 m n.p.m.). Stamtąd pobiegliśmy granią w kierunku Jabłonek. Na Łopienniku skończyła mi się woda przez co końcówka tego odcinka, mimo że w dół, niemiłosiernie mi się dłużyła. Gdy dotarłem w końcu do punktu, była godzina 10, a zegarek pokazywał przebyte 73 km. Uzupełniłem wodę, Agnieszka zaserwowała mi jakiś obiad i gdy już chciałem ruszać na trasę okazało się, że moja noga nie za bardzo ma na to ochotę. Nie chciała się ani zgiąć, ani wyprostować. Uznałem jednak, że w końcu to rozchodzę, więc pokuśtykałem w dalszą drogę. Ku mojemu zdziwieniu, w miarę upływu czasu z moją nogą nic się nie poprawiło.
bru100-3.jpg
Tuż przed metą
Do mety na setnym kilometrze pozostawało mi jeszcze ponad 25 km, szybko wyliczyłem, że nawet idąc takim tempem powinienem doczłapać przed zamknięciem punktu. Postanowiłem zatem kontynuować tę misję, choć w środku wrzała we mnie wściekłość i poczucie bezsilności. O całej sytuacji próbowałem powiadomić Agnieszkę, by niepotrzebnie się nie martwiła, lecz jak na złość zupełnie straciłem zasięg.
Po wdrapaniu się na Jaworne (992 m n.p.m.) i Chryszczatą (998 m n.p.m.) w końcu dotarłem do Duszatyna i stamtąd razem z Agnieszką ruszyliśmy “spacerkiem” do mety zlokalizowanej w Zubeńsku do którego dotarłem niecałe 20 godzin od startu.
Bieg na dystansie 140 km ukończyło 47 osób (35 w limicie 24h). Jeżeli zaś chodzi o “setkę” ostatecznie organizator wydłużył limit czasu o godzinę. Dzięki temu na mecie zakwalifikowano 227 osób.


Podsumowanie
Z perspektywy czasu, myślę, że popełniłem błąd startując w tym biegu bez odpowiedniego przygotowania górskiego. Przez cały bieg kondycyjnie czułem się bardzo dobrze, jednak siłowo na taki wysiłek chyba nie byłem przygotowany i stąd ta kontuzja, która się przydarzyła. Wpływ na to miały zapewne buty, w których mocno obiłem sobie palce. Instynktownie zacząłem je podkurczać, co zapewne negatywnie wpłynęło na technikę biegu... i domino w końcu runęło.
Na pewno przyjdzie taki dzień kiedy spróbuję stanąć na starcie Rzeźnika Ultra ponownie. Póki co składam serdeczne podziękowania Agnieszce za niezastąpiony support i doping, bez niej wszystko byłoby jeszcze trudniejsze.

bru100-2.jpg

Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger

Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com