O wspinaniu, bieganiu i podróżowaniu po świecie

Direttissima MSW

Tegoroczna zima w Tatrach była wyjątkowo łaskawa dla taterników. Mała ilość dni z opadem w styczniu spowodowała, że przysłowiowy "warun" był chyba najlepszy od kilku lat. Z początkiem lutego przyszło jednak niespodziewane ocieplenie. 5.02.2017 termometr w Morskim Oku pokazywał 4 stopnie na plusie. Wtedy ze wspinania nic nie wyszło, a nasza próba zakończyła się efektownym wycofem w scenerii schodzących pyłówek z Czołówki Mięgusza.
Pyłówki na Czołówce Mięgusza

Tydzień później znów byłem w Tatrach i z nadzieją wpatrywałem się w góry z werandy w schronisku Roztoka. Umówiłem się z Korzeniakiem, a naszym celem miała być Direttissima na Mięguszowieckim Szczycie Wielkim (MSW). Klasyk regionu, prawdziwie "alpejska" tura z niebanalnym zejściem.
mieguszowiecki-szczyt-wielki-pn-sciana-topo.jpg
Orientacyjny przebieg drogi. Źródło: www.drytooling.com.pl
Maciek w góry dojechał niestety z kilku godzinnym poślizgiem. Po szybkim przepaku na parkingu w Palenicy do Moka ruszyliśmy dopiero ok. godziny 21.30. Był początek tygodnia i żaden z nas nie pomyślał nawet by zadzwonić do schroniska, i zapytać się o wolne miejsca. Kiedy po 23 dotarliśmy na miejsce okazało się, że całe schronisko zostało opanowane przez wspinaczy z KW Trójmiasto. Pozostało nam jedynie poszukać sobie miejsca na kuchennej podłodze. Z racji późnej pory i tak niewiele czasu mieliśmy na sen, dlatego żaden z nas się tym specjalnie nie przejął.
Po trzygodzinnej drzemce byliśmy już na nogach i szykowaliśmy się do wyjścia.
Śnieg na podejściu był trochę uciążliwy dlatego przy Gruszce byliśmy dopiero kilka minut przed 6. Wyżej było jednak znacznie lepiej i dość szybko podeszliśmy pod Komin Krygowskiego. Intensywnie sypało z niego śniegiem, dlatego postanowiliśmy wejść na grzędę z prawej i dalej iść trawkami do Nietoperza.
diretta_msw-1.jpg
Północna ściana MSW
Dalej było przyjemne wspinanie w kuluarze. Niestety po wyjściu z niego za szybko skręciłem w lewo i podszedłem pod niewłaściwe zacięcie. Straciliśmy przez to trochę czasu. Na szczęście sprawnie wróciliśmy na obraną drogę.
diretta_msw-2.jpg
Pogoda była wyśmienita
Kluczowe zacięcie było pięknie wylane lodem, przez co praktycznie nie odczuliśmy trudności. Warunki w Rynnie Wawrytki były jeszcze lepsze niż w zacięciu. Sytuacja zupełnie nie pasowała do wcześniej przeczytanych relacji, które ostrzegały przed nieprzyjemnym wspinaniem. Nasze określiłbym jako superwspin, można się było poczuć jak Ueli Steck wbiegając na Eiger ;)
diretta_msw-3.jpg
Podejście do Rynny Wawrytki
Na wierzchołku byliśmy ok. godziny 15. Pogoda pozwoliła nam cieszyć się wspaniałymi widokami. Wiedząc jednak, że najciekawsze dopiero przed nami szybko zaczęliśmy schodzić.
diretta_msw-4.jpg
Panorama w kierunku Morskiego Oka
diretta_msw-5.jpg
Panorama na stronę słowacką
Żaden z nas nigdy wcześniej nie schodził z Mięgusza i droga do Hińczowej Przełęczy była dla nas niewiadomą. Wiedzieliśmy, że należy schodzić zachodami po słowackiej stronie i z początku dość sprawnie nam to szło. W pewnym momencie znaleźliśmy się w miejscu, gdzie ewidentnie brakowało "miejsca I z ekspozycją". Ekspozycja co prawda była, ale miejsce znacznie trudniejsze. Gdy tak zastanawialiśmy się którędy dalej, grań momentalnie zaczęła nam znikać pod napływającymi z dołu chmurami. Mimo niepewności co do obranego kierunku kontynuowaliśmy zejście. Później znaleźliśmy dwa kopczyki i stanowisko zjazdowe, z którego ochoczo skorzystaliśmy.
diretta_msw-6.jpg
Na szczycie MSW
Mgły jednak skutecznie nas zmyliły i za szybko wróciliśmy na grań. W związku z czym zamiast schodzić z Hińczowej Przełęczy, zaliczyliśmy schodzić... Rynną Krygowskiego(!). Tam na szczęście znowu trafiliśmy na stanowisko zjazdowe dzięki czemu szybko i w dobrym zdrowiu dotarliśmy na Wielką Galerię Cubryńską. Następnie już bez przygód, przetrawersowaliśmy Małą Galerię Cubryńską i obchodząc Żleb Mnichowy dostaliśmy się na ścieżkę za Mnichem. Do schroniska doszliśmy około 21:30.
diretta_msw-7.jpg
Podczas zejścia
Nie był to jednak koniec, wiedząc, że nie czeka nas tu nic poza zimną podłogą w schroniskowej kuchni, po krótkiej regeneracji zdecydowaliśmy się schodzić na nocleg na Łysą Polanę.
Nasze zejście wyglądało zapewne jak pochód zombi, szczęśliwie nie spotkaliśmy nikogo po drodze. Byliśmy nieźle zmęczeni... nie pamiętam by którykolwiek z nas coś mówił ;)

Copyright © Rock&Run | Powered by Blogger

Design by Anders Noren | Blogger Theme by NewBloggerThemes.com